Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

50 lat temu został powieszony Stanisław Modzelewski, zwany wampirem z Gałkówka ZDJĘCIA

Bohdan Dmochowski
Więzienny pręgowany kocur  swym odziedziczonym po dzikich przodkach szóstym zmysłem wyczuł,  że w podziemiach pałacu Mostowskich, gdzie łapał szczury,  13 listopada 1969 r. wydarzy się coś strasznego. I się nie mylił. Kilka wtajemniczonych osób właśnie dostało od naczelnika więzienia polecenie  asystowania katu przy wykonaniu na seryjnym mordercy Stanisławie Modzelewskim wyroku śmierci przez powieszenie.W białych rękawiczkachRankiem tego dnia kat w przyległym do celi śmierci pomieszczeniu przygotował się do egzekucji. Dobrał linę z pętlą o długości dostosowanej do wagi skazańca, czarny kaptur, białe skórzane rękawiczki. Sam wbił się w czarny służbowy garnitur. Czekał.Skazany, Stanisłw Modzelewski, zwany wampirem z Gałkówka, już w lutym wiedział, że czeka go śmierć, ale nie wiedział, kiedy.
Więzienny pręgowany kocur swym odziedziczonym po dzikich przodkach szóstym zmysłem wyczuł, że w podziemiach pałacu Mostowskich, gdzie łapał szczury, 13 listopada 1969 r. wydarzy się coś strasznego. I się nie mylił. Kilka wtajemniczonych osób właśnie dostało od naczelnika więzienia polecenie asystowania katu przy wykonaniu na seryjnym mordercy Stanisławie Modzelewskim wyroku śmierci przez powieszenie.W białych rękawiczkachRankiem tego dnia kat w przyległym do celi śmierci pomieszczeniu przygotował się do egzekucji. Dobrał linę z pętlą o długości dostosowanej do wagi skazańca, czarny kaptur, białe skórzane rękawiczki. Sam wbił się w czarny służbowy garnitur. Czekał.Skazany, Stanisłw Modzelewski, zwany wampirem z Gałkówka, już w lutym wiedział, że czeka go śmierć, ale nie wiedział, kiedy.

Więzienny pręgowany kocur swym odziedziczonym po dzikich przodkach szóstym zmysłem wyczuł, że w podziemiach pałacu Mostowskich, gdzie łapał szczury, 13 listopada 1969 r. wydarzy się coś strasznego. I się nie mylił. Kilka wtajemniczonych osób właśnie dostało od naczelnika więzienia polecenie asystowania katu przy wykonaniu na seryjnym mordercy Stanisławie Modzelewskim wyroku śmierci przez powieszenie.

W białych rękawiczkach

Rankiem tego dnia kat w przyległym do celi śmierci pomieszczeniu przygotował się do egzekucji. Dobrał linę z pętlą o długości dostosowanej do wagi skazańca, czarny kaptur, białe skórzane rękawiczki. Sam wbił się w czarny służbowy garnitur. Czekał.

Skazany, Stanisłw Modzelewski, zwany wampirem z Gałkówka, już w lutym wiedział, że czeka go śmierć, ale nie wiedział, kiedy. Regulamin wieszania nie zezwalał na powiadamianie skazańca, kiedy i o której godzinie zapłaci za zamordowanie ze szczególnym okrucieństwem sześciu kobiet z okolic Gałkówka i innych podłódzkich miejscowości oraz jednej w Warszawie.

Oko za oko, ząb za ząb

Modzelewski, nawet gdy weszli do jego celi wytypowani funkcjonariusze, nie wiedział, że to będą jego ostatnie kroki w życiu. Zakapturzeni ludzie wepchnęli go na pokrywę zapadni, zakapturzony kat ustawił się za nim, a gdy wysłannik prokuratora poinformował go, że Rada Państwa nie skorzystała z prawa łaski, a potem odczytał wyrok, kat pociągnął za dźwignię zapadni i dokonała się sprawiedliwość. Po przepisowej pół godzinie lekarz stwierdził zgon, a kat ściągnął białe rękawiczki i rzucił na ciało skazańca.

Morderczy cień

Nad Gałkówkiem i okolicami, gdzie od 1952 roku Stanisław Modzelewski siał śmierć, rozległo się zbiorowe westchnienie ulgi.

- Starzy mieszkańcy wspominają niechętnie te straszne czasy - mówi Dominik Trojak, opiekun miejscowego muzeum. - Jeszcze w roku 1971 ktoś na dopiero co wyremontowanym i pomalowanym przystanku PKP pod nazwą Gałkówek domalował: „Wampirówek”. Przez te morderstwa ludzie bali się własnego cienia. W każdym obcym mężczyźnie widzieli wampira i pędem biegli na policję.

Od nastolatek po babcie

Pierwszy atak Stanisław Modzelewski przypuścił w lipcu 1952 roku. Na wszystkie mieszkanki tego rejonu padł blady strach. Bały się wychodzić z domów.

Po raz ostatni zabił w okolicach Gałkówka w 1956 roku. Wkrótce śledztwo zostało umorzone z powodu niewykrycia sprawcy.

Aż tu nagle, dokładnie dziesięć lat później, zabójstwo starej kobiety w Warszawie pozwoliło powiązać fakty. Na tapetę śledczych trafił Stanisław Modzelewski, który w latach pięćdziesiątych odbywał służbę wojskową w leśnym garnizonie w Gałkówku. Był kierowcą, łatwo poruszał się po terenie i świetnie znał piaszczyste dukty leśne i polne ścieżki.

Trup w jałowcach

Jednak nie Irena Dunajska, której śmierć upamiętnia obelisk w Gałkowie Małym, była pierwszą ofiarą zwyrodnialca...

Trzy lata wcześniej, w lipcu 1952 r., zbieraczki jagód usłyszały krzyk kobiety w okolicach Zielonej Góry koło Gałkówka. Nazajutrz znalazły zwłoki starszej kobiety leżące wśród krzaków jałowca. Zaalarmowały pracujących w pobliżu drwali. Oględziny zwłok dowiodły, że to 67-letnia mieszkanka pobliskiej wsi, Józefa P. Motyw rabunkowy został odrzucony. Kobieta miała przy sobie jedynie dzbanek z jagodami i buksiak.

Łowy na seksualnych dewiantów

Dokładnie pół roku później, między wsiami Modlica i Rydzynki pod Tuszynem, znaleziono zwłoki Marii K. Ta 32-letnia kobieta mieszkała w Łodzi.

Po tym mordzie milicja zaczęła szukać wśród osobników wykazujących odchylenia seksualne. Wszyscy jednak mieli alibi na czas zamordowania Marii. Wampir z Gałkówka pozostał nieuchwytny.

Trzy miesiące później, między Józefowem a Starową Górą, w pobliżu żwirowisk, znaleziono zwłoki 21-letniej Teresy P. Nie skojarzono tego mordu z poprzednimi.

W końcu sprawą zainteresowała się komenda wojewódzka. Potwierdziła przypuszczenie, że sprawcą lub sprawcami są seksualni dewianci.

Kilka miesięcy później dokonano napadu na Marię O. Stało się to na ścieżce łączącej dwie ulice na odległych przedmieściach Łodzi. Kobieta ocalała i miała szansę opowiedzieć śledczym:

- Podszedł do mnie ktoś od tyłu, uderzył ręką w kark i wciągnął w żyto. Przewrócił mnie twarzą do dołu, ściągnął płaszcz i z tyłu związał ręce drutem. Błagałam go, żeby mnie nie krzywdził, bo jestem w szóstym miesiącu ciąży. Nie zareagował, więc zaczęłam krzyczeć. On zagroził, że mnie wykończy. Usiadł mi na plecach, rozebrał i zaczął bić po pośladkach. Kazał liczyć każde uderzenie. Obiecałam pieniądze, które miałam w domu, ale to go nie zniechęciło do bicia. Po chwili przestał bić i zaczął mnie rozbierać. W tym momencie w pobliżu usłyszałam dwa strzały. On się zerwał, ściągnął mi z palca obrączkę i uciekł.

Morderca powraca

Niestety, spotkania z wampirem nie przeżyła kolejna jego ofiara, 24-letnia Irena Dunajska. Jej zwłoki znaleziono w styczniu 1955 r. na drodze od stacji Gałkówek do wsi Borowa. Kobiety mieszkające w rejonie Gałkówka, Borowej i Justynowa bały się wyjść nawet na krok z gospodarstw.

Minęły cztery miesiące, gdy bez wieści przepadła 22-letnia Helena Klata. Ostatnio widziano ją w Gałkówku. Krewni dziewczyny przeszukiwali okoliczne krzaki. W jeżynach znaleźli przysypane trawą zwłoki. Jak jej poprzedniczki, Helena została zgwałcona, skatowana i uduszona.

Zabił i... pojechał do żony

Po zabójstwie Heleny morderstwa i napady nagle ustały. Mijały lata, sprawca lub sprawcy rozpłynęli się w czerwonej od krwi mgle i dochodzenie w sprawie pięciu morderstw i sześciu usiłowań zabójstwa zostało umorzone. Aż tu przypadkowy meldunek z warszawskiej komendy dzielnicowej milicji latem 1967 r. sprawił, że akta zbrodni sprzed lat zostały odkurzone.

W mieszkaniu przy ul. Siennej w Warszawie znaleziono zwłoki 87-letniej Marii G. Leżała w wannie wypełnionej wodą. Córka zamordowanej rzuciła podejrzenie na niejakiego Stanisława Modzelewskiego, który odnajmował część mieszkania. Już wcześniej zachowywał się brutalnie i sadystycznie. Modzelewski nazajutrz po aresztowaniu napisał pismo zaadresowane „do prokuratora”:

- Tego dnia dużo piłem i wróciłem do domu bardziej pijany i dziki - wyznawał. - Poszedłem do staruszki, a ta zaproponowała herbatę. Gdy przechodziła obok tapczanu, przewróciłem ją. Zaczęła się bronić i podrapała mi twarz. Wówczas pociąłem jej pośladki i udusiłem. Zaniosłem ciało do wanny, napuściłem wody. Potem pojechałem do żony i dziecka na wieś.

Skazany na stryczek

W trakcie procesu w łódzkim sądzie (wyrok zapadł 5 lutego 1969 r.) swoje czyny tłumaczył zaburzeniami seksualności:

- Bolałem, że nie mogę mieć kobiet, jak inni. Stąd te trupy pod Gałkówkiem. Ja nie zwracałem uwagi na wygląd zewnętrzny, aby tylko była kobieta... Rozróżniałem to, że nie jest mężczyzną lub dzieckiem... Gdy zauważyłem samotną kobietę, to trząsłem się jak liść, traciłem panowanie i co robiłem, to nie wiem... Mnie nie robiło różnicy, czy kobieta jest w starszym wieku, czy młoda.

W ostatnim słowie oskarżony powiedział:

- Ja tam nikogo nie przekonam, duszy nie pokażę.

Łódzki sąd skazał wampira z Gałkówka na karę śmierci. Sąd najwyższy podtrzymał wyrok w mocy, a Rada Państwa nie skorzystała z prawa łaski.

13 listopada 1969 r. w Centralnym Więzieniu w Warszawie Stanisław Modzelewski został powieszony.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na expressilustrowany.pl Express Ilustrowany