Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

ŁKS. Trzeba być kowalem swego losu

pas
ŁKS pokonał Huragana Morąg 1:0

ŁKS wygrał czwarty mecz w tym sezonie. Nie stracił do tej pory bramki. Michał Kołba zachowuje czyste konto przez 450 minut. Nie ma w tym przypadku, bo broni znakomicie. W meczu z Huraganem w trzech sytuacjach pokazał futbolowy kunszt. Szczególnie trudna do obrony była piłka na tzw. refleks po sprytnym uderzeniu Piotra Karłowicza w 35 minucie spotkania. A jednak łódzki golkiper stanął na wysokości zadania. Powiedzmy łagodnie, że nie był to najlepszy mecz w wykonaniu ŁKS. Drużyna grała wolno, przejrzyście, dając rywalowi czas na skuteczne zorganizowanie się w defensywie.

W drugiej linii więcej było kółeczek wokół własnej osi niż kreatywnych zagrań, otwierających drogę do bramki przeciwnika. Huragan nie zamierzał być chłopcem do bicia. Potrafił szybko organizować kontry i w kilku przypadkach były one bardzo groźne. Wydawało się, że drużyna z Morąga jest bliższa zwycięstwa. W piłce nie liczą się jednak ogólne wrażenia, tylko strzelone bramki. ŁKS, który przez ponad godzinę zdobył się na jeden celny w miarę groźny strzał (Artur Golański), w końcówce wziął sprawy w swoje ręce. Wiele ożywienia wnieśli rezerwowi, którzy ambitnie walczyli o każdą piłkę.
Jeden z nich przesądził losy pojedynku. Z prawej strony znakomicie zacentrował dynamicznie grający Paweł Pyciak. Najwyżej do piłki wyskoczył wysoki, silny Maksym Kowal i posłał piłkę w róg bramki.

Radość drużyny, trenerów i kibiców nie miała końca. Takie zwycięstwa wywalczone w trudzie i znoju, cieszą podwójnie.
Mecz ŁKS z Huraganem pokazał, jak męczące jest dla III-ligowych drużyna granie trzech meczów w upale przez siedem dni. Brakowało świeżości, przyspieszenia, fantazji. Huragan miał mniej sił od ŁKS, czemu jednak trudno się dziwić, wszak wyruszył do Łodzi w w dniu meczu wczesnym rankiem. Pół dnia w autokarze nikomu nie wpływa pozytywnie na formę.
Okazało się, jak ważne jest posiadanie mocnych ludzi na ławce rezerwowych. Jokerem w łódzkiej talii okazał się Maksym Kowal - silny, przebojowy, bardzo chcący się pokazać. I zrobił to o czym myślał. Znakomitym strzałem głową przesądził losy spotkania. Na pewno gry, szczególnie w środku pola, nie ułatwiały wielkie łyse place pozbawione źdźbła trawy. To efekt ostatniego koncertu na stadionie. Widać, ktoś nie zabezpieczył odpowiednio murawy i konsekwencje tego musieli ponosić piłkarze.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na expressilustrowany.pl Express Ilustrowany