Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Mieczysława Kowalska skończy w poniedziałek 105 lat!

Rozmawiała Iwona Jędrzejczyk-Kaźmierczak
O tajemnicy długiego życia w zdrowiu rozmawiamy z Mieczysławą Kowalską, która w najbliższy poniedziałek będzie świętować 105. urodziny. Jest obecnie najstarszą łodzianką. Prywatnie także mamą operatora, reżysera oraz byłego rektora PWSFTviT w Łodzi Jerzego Woźniaka oraz teściową tancerki i choreografki Teatru Wielkiego – Dobrosławy Gutek-Woźniak.

Kobieta utknęła w aucie bez klamek! Wszystko przez tuning - FILM

Elegancka kreacja, szykowna fryzura, uśmiech, błysk w oku... Znakomicie pani wygląda...
– Słucham? Proszę mi wybaczyć, ale ledwo słyszę... Taka jestem zła na ten mój obecny słuch. Kiedyś miałam wyśmienity. Wszyscy mi go zazdrościli. Uczyłam dzieci śpiewu i muzyki.
Mówiłam, że nie wygląda pani na swoje lata...
– Ja też nie spodziewałam się, że dożyję aż 105 lat. To przecież szmat czasu. Nie żyje już nikt z mojego rodzeństwa, ani o cztery lata starsza siostra Stefcia, ani o dwa starszy brat Henio, ani o dwa lata młodszy brat Zenek.
Skąd pani pochodzi?
– Jestem łodzianką z krwi i kości. Urodziłam się w domu w Śródmieściu, tuż obok parku im. Sienkiewicza. W Łodzi chodziłam do szkoły, zdałam maturę i ukończyłam seminarium nauczycielskie. Z zawodem nauczyciela nie rozstałam się do emerytury. Uczyłam przede wszystkim śpiewu i muzyki, ale także matematyki, geografii i j. niemieckiego. W tamtych czasach wystarczyło zrobić dodatkowe kursy, by móc uczyć kilku przedmiotów. A ja bardzo chętnie doszkalałam się na kursach.
Czyli nie lubiła pani odpoczywać i leniuchować?
– Jako nauczycielka miałam co roku aż dwa miesiące wakacji. To bardzo dużo. Jeden miesiąc poświęcałam więc na wycieczki i pomoc w domu rodzinie, a drugi na doszkalanie się. Myślę, że przez cały czas trzeba poszerzać wiedzę i jak najwięcej pracować. Na emeryturze zajęłam się z kolei haftowaniem. Nie znoszę nudy, bo ona człowieka zabija.
W jakich szkołach pani pracowała?
– Po ukończeniu seminarium nauczycielskiego zostałam oddelegowana do szkoły m.in. w Parzęczewie. Dopiero kiedy wyszłam za mąż w 1934 r., dostałam przydział do szkoły w Andrzejowie. Mój mąż, Teofil Woźniak, był także nauczycielem. Uczył j. polskiego. Cztery lata po ślubie przyszedł na świat nasz jedyny syn Juruś. Mąż zginął podczas powstania warszawskiego. Po wojnie wróciłam z synem do Łodzi. Zamieszkaliśmy w budynku przy ul. Głównej 59, dziś ta ulica nazywa się al. Piłsudskiego. Dopiero w latach 70. przeniosłam się do wieżowca przy ul. Armii Krajowej na Retkini. To był wówczas jeden z pierwszych bloków na tym osiedlu.
Po wojnie wróciła pani od razu do zawodu?
– Nauczycielką byłam także podczas wojny, biorąc udział w tajnym nauczaniu. Po wojnie uczyłam m.in. w nieistniejącej już dzisiaj Szkole Podstawowej nr 75 przy ul. Kilińskiego 141. Tuż po wojnie zmarła na tyfus moja siostra Stefcia. Wyszłam za mąż za jej męża, a mojego szwagra, Zygmunta Kowalskiego i wspólnie wychowywaliśmy trójkę ich dzieci. Opiekowałam się także Marysią, dziewczyną spod Opoczna, która straciła rodziców podczas wojny. Została nauczycielką i wróciła do swojej rodzinnej miejscowości.
Jak teraz spędza pani czas?
– Spokojnie, w domu. Sporo rozmawiam przez telefon z moją chrześnicą Miecią, która ma ponad 80 lat. Do niedawna grywałam także w brydża z koleżankami. Była nas ósemka, ale teraz zostałam tylko ja i o trzy lata młodsza koleżanka… Nie mogę sobie przypomnieć jej imienia. Czyje popularne imieniny są 8 maja? Bo ona wtedy ma imieniny.
Z tego, co pamiętam, to Stanisława…
– A właśnie, więc ona ma na imię Stanisława. Kiedyś często się widywałyśmy, bo ona także mieszka na Retkini. Teraz rozmawiamy głównie przez telefon. Mieszkam sama, bo tak mi dobrze. Każdego dnia odwiedza mnie syn Juruś, a jak nie może przyjechać, to dzwoni. Codziennie na cztery godziny odwiedza mnie także opiekunka. To ona mi np. gotuje.
A może zdradzić pani jakąś superdietę na długowieczność?
– Nie mam takiej recepty. Jadłam zawsze wszystko, choć raczej w małych porcjach i nietłuste. Paliłam tylko raz, po zdanej maturze i to był mój pierwszy i jednocześnie ostatni papieros. Alkohol, np. lampkę wina, wyłącznie okazjonalnie. Sportu też nie uprawiałam.
Z okazji tegorocznych urodzin szykuje się duże przyjęcie?
– Raczej nie, bo, mimo że lubię towarzystwo i przyjęcia, uroczystości w licznym gronie już mnie męczą. Życzenia jednak pewnie będą, bo mam dwoje swoich i pięcioro przybranych wnucząt oraz czworo własnych i siedmioro przybranych prawnucząt.
Dziękuję za rozmowę.
– Dziękuję i zapraszam za rok, na moje 106. urodziny.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na expressilustrowany.pl Express Ilustrowany