18+

Treść tylko dla pełnoletnich

Kolejna strona może zawierać treści nieodpowiednie dla osób niepełnoletnich. Jeśli chcesz do niej dotrzeć, wybierz niżej odpowiedni przycisk!

Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

"Gdyby nie zmartwychwstanie, Jezus pozostałby tylko pobożnym wędrowcem"

Marta Paluch
W szkole godzinami dyskutowałem z kolegami np. o dowodzie na istnienie Boga - wspomina o. Henryk Cisowski
W szkole godzinami dyskutowałem z kolegami np. o dowodzie na istnienie Boga - wspomina o. Henryk Cisowski Andrzej Banaś
- W każdą niedzielę, podczas każdej mszy pada: "Głosimy śmierć Twoją Panie Jezu, wyznajemy Twoje zmartwychwstanie". Co to znaczy? Z początku dla uczniów Jezusa to zdarzenie było szokiem. Ewangeliści piszą, że odkrywając pusty grób, byli bardzo zaskoczeni. Nie oczekiwali zmartwychwstania. - o Wielkiejnocy, lęku i wierze mówi kapucyn z Krakowa o. Henryk Cisowski.

Mówimy, że Jezus zmartwychwstał. Ale czy wiemy, co to znaczy?
Rzeczywiście, w każdą niedzielę, podczas każdej mszy pada: "Głosimy śmierć Twoją Panie Jezu, wyznajemy Twoje zmartwychwstanie". Co to znaczy? Z początku dla uczniów Jezusa to zdarzenie było szokiem. Ewangeliści piszą, że odkrywając pusty grób, byli bardzo zaskoczeni. Nie oczekiwali zmartwychwstania.

Ale przecież zapowiadał…
Zapowiadał, lecz ewangeliści piszą, że uczniowie nie do końca rozumieli te zapowiedzi. Nie rozumieli, a bali się Go pytać, o czym właściwie mówił. I niby słuchali, kiwali głowami, ale puszczali to mimo uszu. Wstydzili się nie rozumieć. Myślę, że podobnie jest z wieloma chrześcijanami dzisiaj. Wyznają, że "trzeciego dnia zmartwychwstał", wierzą w "ciała zmartwychwstanie", ale żyją tak, jakby nic więcej nie miało się już wydarzyć. Czy dociera do nich, że świat jest pojemniejszy, większy niż to, co widzą? Wydaje się, że dla wielu z nich ziemska perspektywa jest jedyna. Żyją tu i teraz, a co jest tam, potem…. kto wie? Nikt stamtąd nie wrócił, nikt im nie opowiedział.

Co się więc dziwić uczniom Jezusa, że nie wierzyli…
Nie dziwi mnie ich niedowierzanie: kobiet, które poszły do grobu, apostołów. Są tacy ludzcy: kobiety szukają ciała, by je namaścić, godnie pogrzebać, uczniowie zastanawiają się, co będą dalej robić… ot, coś się skończyło i trzeba żyć dalej. Do głowy im nie przyszło, że spełniło się to, co Jezus zapowiadał. Dopiero On musiał powoli przekonywać swoich przyjaciół, że nie jest zjawą. Rozmawia z nimi, je z nimi rybę…

Dotykają Go, badają czy jest z krwi i kości…
Tak jak Tomasz. Choć w sumie nie wiemy, czy Tomasz faktycznie włożył rękę w ranę Jezusa, Ewangelia nie mówi tego wprost. Czytamy, że Chrystus powiedział: Zrób to! A Tomasz uwierzył. Z jego ust pada wtedy najpiękniejsze wyznanie wiary w całej Ewangelii: "Pan mój i Bóg mój".

A może po prostu uczniowie się bali? Jezusa stracono jak przestępcę, a oni po Jego śmierci się ukrywali… Może obawiali się Go spotkać?
Bali się, bo doświadczyli okrucieństwa oprawców ich Mistrza. Bali się, że to spotka także ich. Piotr zaparł się Jezusa. Po Jego śmierci uczniowie zamknęli się w Wieczerniku, myśląc: teraz On nas już nie obroni. Co z nami będzie? Więc co się nagle stało, że stali się inni, że przestali się bać?

Co stało się, że uczniowie Jezusa przestali się bać po Jego śmierci?

Wydarzyło się COŚ, co wywróciło zupełnie ich świat, co wywraca także nasze horyzonty. Coś takiego, że uczniowie przestali się bać.

Kiedy przestali?
Mówimy: "trzeciego dnia" - dzień po szabacie - to czas spotykania uczniów ze Zmartwychwstałym. Jezus przyszedł do Wieczernika, przeniknął przez ściany i wyrzucał uczniom brak wiary, udzielił im też Ducha Świętego. Opisy tych spotkań oddają coś z tego zdumienia, jakiego doświadczają uczniowie: Jezus jest, ale inaczej. Obecny, ale się wymyka, znika. Benedykt XVI w "Jezusie z Nazaretu" zauważa tu opis autentycznie przeżywanego doświadczenia. Uczniowie zaczynają wierzyć: to naprawdę On. Nie zjawa i nie duch. My dziś się zastanawiamy, jak to możliwe, nasza oświeceniowa mentalność każe dłubać, dociekać…

Tomasz też chciał dłubać.
W tym sensie jest nam bliski. Ale uczniowie nie zadają sobie pytań, jak to było możliwe. Idą i mówią ludziom po prostu: Jezus żyje!

Jak tłumaczyli Żydom, że ich Mistrz powstał z grobu?
Po pierwsze, tłumaczyli im, że w Jezusie spełniły się zapowiedzi Pisma o Mesjaszu. Pamiętajmy, że dla Żydów Pismo było najważniejszym źródłem wiary. Po drugie, to, co głosili uczniowie, było dla słuchających również doświadczeniem spotkania z Jezusem.

Dostali nagle charyzmy?
To nie charyzma, Jezus udzielił im Ducha Świętego. Sam przecież działał, uzdrawiał w mocy tego Ducha. Uczniowie nie byli erudytami, nie mieli szczególnego wykształcenia. Jak wytłumaczyć ten ich "oratorski sukces"? Jak to możliwe, że chrześcijaństwo w krótkim czasie stało się tak potężną siłą? Jak to wytłumaczyć inaczej niż przez działanie boskiej siły? Oczywiście, historyk może powiedzieć: były sprzyjające warunki, kryzys politeizmu. A czy te naturalne czynniki nie mogły być częścią Bożego planu?

Gdyby nie zmartwychwstanie, poświęcenie Jezusa na krzyżu poszłoby na marne?
Mesjaszy, proroków było przed Jezusem wielu. Ginęli, a ich grupy się rozpierzchały. Św. Paweł prowokuje: Jeśli Jezus nie zmartwychwstał, to po co nasza wiara? Chrześcijaństwo rodzi się przy pustym grobie. Dopiero po zmartwychwstaniu uczniowie przypomnieli sobie, co Jezus im mówił, zaczynają rozumieć, o co Mu chodziło. Gdyby nie pusty grób, Jezus pozostałby pobożnym wędrowcem, który leczył ludzi, nauczał i pozostawił po sobie dobre wspomnienie. Proszę pamiętać, Jego nauka nie wystarczyła uczniom, by wytrwać pod krzyżem na Golgocie. A co dopiero potem iść bez Niego, głosić Jego naukę. Bez zmartwychwstania wszyscy by wrócili do swoich zajęć, domów... Podobnie dzisiaj - jeśli nie spotkamy się z Jezusem zmartwychwstałym, nie będziemy tak naprawdę chrześcijanami. Dopiero takie spotkanie czyni nas wierzącymi. Bo do wiary nie prowadzi dedukcja ani rozumowanie.

Co to za wiara poparta dowodem...
W młodości szukałem argumentów, dowodów na istnienie Boga, prawdziwość Ewangelii. Było mi to potrzebne, dyskutowaliśmy o tym godzinami z kolegami po szkole, także z niewierzącymi. Efekt był taki: Nikt wiary nie stracił, nikt do wiary nie doszedł. Dzisiaj dywagacje "naukowe" na temat zmartwychwstania są poza mną. Bo jeśli doświadczyłem osobistego spotkania z Bogiem, to będę życzliwie słuchał tego, który udowadnia mi urojenia, ale spokojnie trwam przy Nim dalej. Nie dywaguję: czy On był czy nie, ale: czego Bóg ode mnie chce, jak dalej z tym żyć? Vittorio Messori powiedział w swojej książce, że jest tyle samo argumentów przemawiających za tym, że Jezus był Zbawicielem jak i przeciw tej teorii. Wszystko po to, abyśmy wybierali w wolności między wiarą a ateizmem.

I uwierzyli.
Ks. Twardowski porównywał drogę człowieka wierzącego do gwiazd, które chodzą po ciemku. My też chodzimy po ciemku, ale św. Paweł mówi: Bóg zostawił zadatek Ducha w naszych sercach. Lubię ten termin: zadatek. To tak, jakby ktoś mi obiecał milion i dał do ręki 100 tys. zł. Zaczynam wierzyć, że mi da resztę. W przypadku Boga ten zadatek to np. doświadczenie bliskości Boga, jego obecności, która czyni moje życie sensownym. I mam pewność, że reszta też będzie.

Czym dla Księdza jest zmartwychwstanie?

Świadomością, że świat jest o wiele większy, niż go teraz widzę. Że nie jest ostatecznością ani czymś najważniejszym, raczej rodzajem przedpokoju. Ostatnio spieszyłem się gdzieś, był piękny słoneczny dzień. Przygodnie spotkany parkingowy mówi mi: "Pan Bóg się do nas dzisiaj uśmiecha. A to jest tylko zapowiedź tego, co będzie potem", i narysował krzyżyk palcem w powietrzu... Trafił w sedno. To jest spojrzenie wiary. Podziwiam ten świat, ale skoro on jest taki piękny, to co będzie w niebie? Prawda o zmartwychwstaniu otwiera nam oczy na rzeczywistość, która przekracza nasze pojmowanie, która jest ratunkiem. Bo zaczynamy się dusić w tym świecie, robi się on dla nas za mały. Uprawiamy sporty ekstremalne, by przekroczyć kolejne granice, podróżujemy na krańce świata... Czujemy się jak w dusznym pokoju, chcemy więcej.

Kiedy Ojciec wyszedł z dusznego pokoju?

Mój pokój był ciągle wentylowany... Wychowałem się w środowisku chrześcijańskim, to okno było ciągle uchylone, ktoś mi pokazywał świat za nim. Ale był moment, że się otworzyło na oścież.

A teraz jaki jest widok?
Piękne spokojne popołudnie. Nigdy nie planowałem sobie takiego życia, że będę współtworzył organizację (Dzieło Pomocy św. Ojca Pio), która powstała z niczego w ciągu paru lat, a teraz pomaga tylu ludziom. To nie tak, że pracowaliśmy i nagle odnieśliśmy sukces. Czuję w tym Bożą rękę, że jestem częścią większej całości, to jest moja katedra.

Katedra?

W Pavii w opactwie Kartuzów jest przepiękny fronton katedry. Tworzyły go trzy pokolenia architektów. Ci, co zaczynali, wiedzieli, że nie zobaczą efektu końcowego. To nie przeszkadzało im tworzyć i realizować się jako artyści. Tak samo my możemy działać, zmieniać świat, choć nie zobaczymy szczęśliwego finału. Jestem częścią czegoś większego. Mam takie przekonanie: Ja tego nie dokończę, ale warto budować. Bo choć ważny i potrzebny, nie jestem miarą rzeczy. Jestem częścią projektu, który mnie przekracza. Pan Bóg jest wielkim architektem, a ja uczestniczę w Jego projekcie.

Opieka nad bezdomnymi to Jego projekt?

Niektórzy mówią: Po co się zajmować bezdomnymi. Tymi straconymi, umarłymi dla człowieczeństwa. A ja widzę, że oni zmartwychwstają, zaczynają nowe życie. Udało nam się ostatnio ściągnąć z ulicy człowieka. Wszyscy mówili: Nic z niego nie będzie. Ale warto w każdego wierzyć do końca. Teraz on podjął leczenie, stara się. Jest nadzieja. Dzieło pomocy jest takim trochę grobem, w którym ludzie powstają z martwych.

Prawie dosłownie...
Ostatnio byłem u tego człowieka w szpitalu. Wcześniej nie chciał się tam położyć. Nie dlatego, że nie chciał się leczyć, ale dlatego, że wcześniej nikt go nie odwiedzał. Więc zobowiązaliśmy się, że każdego dnia ktoś przyjdzie do niego. Bo to nie tak, że oni nie chcą się wydobyć. Tylko nie wierzą, że coś dobrego ich jeszcze w życiu czeka. Nie wierzą, że są coś warci - jakby umarli za życia. Takich historii ludzi, którym okazana miłość, dobroć przywraca wiarę w siebie i ludzką godność, jest u nas wiele. To są prawdziwe historie zmartwychwstania, które zaczęły się dawno. Dawno temu, wraz z pustym grobem Jezusa.


O. Henryk Cisowski, kapucyn

Krakowski kapucyn, szef Dzieła Pomocy św. Ojca Pio, które pomaga bezdomnym wyjść na prostą. Kieruje w Krakowie ośrodkiem Dzieła, wybudowanym przez tę organizację za 15 mln zł. Bezdomni mają tam łaźnię, pralnię, stołówkę, specjalistyczne gabinety lekarskie oraz poradnię zawodową i pracownię komputerową. Celem Dzieła jest pomóc bezdomnym wrócić do aktywnego życia.

Napisz do autorki:
[email protected]

Codziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!
"Gazeta Krakowska" na Twitterze i Google+

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska