Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Jan Tomaszewski: Trzeba żyć z umiarem

Anna Gronczewska
Jan Tomaszewski
Jan Tomaszewski Grzegorz Gałasiński
Gdy kończy się kariera i człowiek nie jest przygotowany do życia, następuje frustracja - mówi Jan Tomaszewski.

Dlaczego wielu sportowców nie potrafi sobie poradzić po zakończeniu kariery?
Sportowcy mają dobre życie, ale ono kiedyś się kończy. Ja starałem się być wielkim Tomaszewskim, kiedy przekraczałem bramy stadionu. Ale gdy wychodziłem z tego stadionu, byłem już normalnym człowiekiem. Interesowałem się polityką, sprawami społecznymi, gospodarczymi, kulturalnymi. Wiedziałem, że kiedyś kariera sportowa się skończy i trzeba wrócić do rzeczywistości.

Ale chyba nie każdy sportowiec tak myśli?
Myślę, że dziś już każdy o tym myśli, choć nie każdemu to wychodzi.

Dlaczego?
Media otworzyły oczy na rzeczywistość w wielu sprawach. Wcześniej, jak ktoś pracował jako księgowy, zostawał nim do końca życia. Teraz młodych ludzi przygotowuje się do tego, że nie będą do końca życia robić tego samego. Mogą wykonywać trzy, cztery zawody.

Gdy przejrzy się życiorysy znanych piłkarzy, żużlowców okaże się, że wielu ma kłopoty w "cywilnym" życiu, dla niektórych kończą się one tragicznie. Alkohol, hazard niszczą im życie...
Tak, niestety, bywa. Każdy jest kowalem swego szczęścia. Takie sytuacje mają miejsce w każdym zawodzie. Tylko u sportowców to natychmiast jest wyłapywane. Pokazuje się tych, którzy nie dają sobie rady.

Przykładem jest Igor Sypniewski. Ci ludzie nie dają sobie rady po zakończeniu kariery, bo nie potrafią się przekwalifikować?
Podczas kariery sportowej są rozpieszczani. Wiadomo, że taki Ronaldo czy Messi nie będą nigdy narzekać na brak pieniędzy. Będą je mieć do końca życia i jeszcze wystarczy dla ich wnuków. Z innymi jest już gorzej.

Ale nasi sportowcy, a zwłaszcza piłkarze i żużlowcy, też nie mogą narzekać na brak pieniędzy.
Tak, wielu je miało. Jednak wielu nie zdawało sobie sprawy, że gdy przestają być czynnymi sportowcami, to pieniądze też się rozejdą. Jeśli nie zrozumieją tego w odpowiednim momencie, to może się to skończyć tragicznie.

Największym wrogiem jest alkohol?
Wydaje mi się, że tak. Choć teraz doszły jeszcze narkotyki. Za moich czasów był to przede wszystkim alkohol. Ja nie miałem na koncie afery alkoholowej. Prowadziłem życie, kierując się zasadą: mój dom jest moją twierdzą! Podam przykład. Jestem z dziewczyną sam w kawiarni. Jak ktoś jest rozpoznawalny, zaraz podchodzą ludzie i proponują drinka. I cokolwiek im odpowiem, to będzie złe. Gdy napiję się z nimi, a potem zagram słaby mecz to powiedzą: - Jak może dobrze grać, skoro z nami pije! Gdy zaś im odmówię, to mówią, że jestem zarozumiały.

I nie pił Pan alkoholu?
Nie powiem, że nie piłem alkoholu. Nie piję teraz, tylko wino i jeszcze rozwodnione. Stosowałem zasadę pana Kazimierza Górskiego. On zawsze powtarzał, że sportowcy nie są zakonnikami. Trzeba tylko wiedzieć z kim, gdzie i ile. Wszystko jest dla ludzi...

Część byłych sportowców żyje na skraju nędzy...
Wiadomo, że zawsze sportowcy pili. Tylko ci, którzy byli na topie, wiedzieli, kiedy skończyć. Ci słabsi urabiali opinię innym. Był czas pracy i odpoczynku.

Wszystko jest dobrze, gdy jest się na topie. Potem nie ma dziewczyn, często też żon.
To samo życie. Gdy kończy się kariera i taki człowiek nie jest przygotowany do dalszego życia, następuje frustracja. Ważna jest tu też rola rodziny. Ja także jestem trzykrotnym rozwodnikiem. Tylko ja miałem wspaniałe kobiety. One były takimi żonami marynarza. Mnie nie było w domu blisko 200 dni w roku. Gdy wracałem ze zgrupowań, meczów, miałem dosyć restauracji, hoteli. Chciałem posiedzieć w domu. A one marzyły, by gdzieś wyjść, pobawić się. Następowała więc sprzeczność interesów. Moje małżonki były wspaniałe, ale nie wytrzymały tego.

Jak ułożyły się losy Pana kolegów z boiska?
Bardzo różnie. Ja jestem jednak z innego pokolenia. Tego, które nie myślało, co będzie dalej. Dziś więcej sportowców myśli o przyszłości. Kończą szkoły. Kiedyś matura wśród piłkarzy nie była czymś powszechnym, nie mówiąc o studiach. Dziś większość sportowców jest po maturze, wielu skończyło studia albo studiuje. Poza tym za moich czasów nie było tych uciech wielkomiejskiego życia. Nie było internetu, globalnego świata. Teraz sportowcy inwestują w siebie, w jakiś interes. Trzeba jednak pamiętać, że sportowcy są na cenzurowanym. Jeśli stu się powiedzie, to jest dobrze. A jeżeli jednemu powinie się noga, wszyscy o tym mówią. Zdecydowanie więcej jest tych, którym się powiodło.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki