Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Oczekujący na przeszczep: najgorsza rzecz to nie mieć już na co czekać

Jolanta Pierończyk, Marlena Polok-Kin, Justyna Przybytek, Barbara Siemianowska
Jerzy Ostatek czeka na podwójny przeszczep: serca i płuc. Jest pogodzony z losem
Jerzy Ostatek czeka na podwójny przeszczep: serca i płuc. Jest pogodzony z losem Arkadiusz Gola
Wielkanoc to czas oczekiwania, niosący ze sobą wiarę i nadzieję na lepsze jutro. Polsko-francuska para, Klaudia i Charly, czeka na pierwsze dziecko, pan Joachim z Tychów niecierpliwie wypatruje kompana do rozmowy; Jerzy i Ryszard niecierpliwią się, bo potrzebują nowych serc, a Daniel nie może się doczekać... wolnych dni

Transplantacje narządów W Polsce wciąż wzrasta liczba przeszczepów - w roku 2013 było ich w sumie 1536. Poziom naszej transplantologii jest bardzo wysoki, o czym świadczy choćby pionierska w skali światowej operacja przeszczepienia twarzy ze wskazań życiowych, której dokonał zespół z Gliwic. Nadal jednak na przeszczep oczekuje 1478 osób. Niektórzy polscy pacjenci żyją już dzięki przeszczepowi ponad ćwierć wieku. W naszym kraju żyje obecnie 3446 osób po przeszczepie narządów.

CZYTAJ RÓWNIEŻ:
Matka dawcy twarzy jedzie do Jerozolimy

Gonisz, a on zawsze ucieka... Czas

To, co nazywa się dłużeniem czasu, jest chorobliwie prędkim schodzeniem czasu wskutek monotonii: przy nieprzerwanej jednostajności wielkie okresy kurczą się w sposób, który napełnia serce śmiertelnym przerażeniem... Tyle definicja Tomasza Manna, który czas uczynił jednym z bohaterów swojej powieści.

32-letni Daniel Muc ani na dłużenie czasu, ani na monotonię, czy choćby jednostajność czasu narzekać nie może. Ale już na sam czas, a i owszem. Czasu rzecznik prasowy i PR-owiec z Katowic ma zawsze w deficycie. - Czasem zazdroszczę ludziom, którzy wychodzą z biura o 16 i koniec, kropka: o pracy już nie myślą. U mnie jest inaczej. Jak pracujesz z mediami, bywa, że dniówka ma 24 godziny - opowiada. A media - na własnym przykładzie możemy stwierdzić na pewno - potrafią być, co tu dużo mówić, upierdliwe, a kwestię tego, czy pora jest odpowiednia na telefon, czy nie, dziennikarze traktują z nonszalancją i raczej dość swobodnie. I zawsze informację chcą, a dokładniej muszą, mieć, na wczoraj. Muc bywa więc w pracy o świcie, w samo południe albo w środku nocy, w świątek i piątek, a zazwyczaj non stop.

- Zwłaszcza w dobie smartfonów z dostępem do mejla. Nawet kiedy jesteś na imprezie, zaglądasz, odbierasz pocztę, chcesz odpisać, zebrać potrzebne informacje. To koszmarne, staram się z tym walczyć, ale i tak jest jak jest, telefon trzyma na uwięzi - opowiada ze śmiechem.

A czekając na czas, czasu brakuje. Na życie prywatne, znajomych, wakacje, pasje. #- Przyzwyczajasz się do tego tempa i nawet jeśli chcesz zwolnić i trafia się wolne, to zaczynasz się nudzić. Dlaczego? Wolne pojawia się nieregularnie, z doskoku, przez przypadek i jest problem, żeby je jakoś konkretnie zagospodarować - mówi. Żal, frustracja? Nie. Zmęczenie?
- Tak, ale nie żałuję. Tak po prostu jest. Istotne, żeby praca w jakimś stopniu cię cieszyła, wtedy się nie wypalasz.
Czekając na czas, łatwo też czas przeoczyć, gdy kolejne tygodnie przelatują między palcami.

- Staram się o tym nie myśleć. Cieszę się tym, co robię i próbuję się w tym odnajdywać, skupiać na pozytywnych stronach i nie oczekiwać od innych i życia zbyt wiele, bo to właśnie rodzi frustrację. Dawniej więcej planowałem, ale gdy przez pracę z planów zostawały nici, denerwowałem się, teraz po prostu cieszę się wolnymi chwilami, zamiast stresować, że jest ich wciąż za mało - wykłada swój pogląd na życie.

Czekam i czekam na to cholerne serce!

Ryszard Badura w szpitalnej sali, każdego dnia. Jerzy Ostatek wychodzi po badaniach, będzie czekał pod telefonem. Obaj panowie czekają na przeszczep - Ryszard na nowe serce, Jerzy - na serce i płuca. - Zrobiliby tu jeszcze miejsce na piękne oczko wodne - mówi pan Ryszard, spoglądając na patio nowego budynku Śląskiego Centrum Chorób Serca w Zabrzu. Tryska pomysłami, ma wiele planów. W szpitalu już rok z okładem. Przyjechał sam. Po wielu wcześniejszych wizytach już wiedział, kiedy coś jest naprawdę nie w porządku. I już nie wrócił do domu. Podnosi górę od piżamy i ze znawstwem opowiada o działaniu urządzenia, z którym jest połączony i które pomaga jego sercu zregenerować się i spokojnie czekać na przeszczep. - To pompa POLVAD, od Religi, skonstruowali ją inżynierowie, tu, w Zabrzu - dodaje po szczegółowym wykładzie. Nic dziwnego, jest inżynierem mechanikiem i do tego znanym w Świętokrzyskiem i nagradzanym hodowcą drobiu i świń. Jak coś robić, to najlepiej, jak się potrafi - taka dewiza mu przyświeca. I dlatego też, jak mówi, pochodząca z Chorzowa mama wysłała go na leczenie tutaj.

- Mam czterech wnuków i jedną wnuczkę, teraz najmłodsza córka oczekuje dziecka, może wnusia będzie? - zastanawia się z uśmiechem. Energia go rozpiera, nie dał się wylewowi i coraz trudniej znosi przywiązanie do urządzenia i szpitala.

- Czekam na to cholerne serce i czekam, człowiek by już do pracy wrócił, robić coś, wnuczęta uczyć tego patriotyzmu, żeby tu zostały, nie wyjeżdżały z Polski, ale tutaj szukały swojego miejsca - zapala się pan Ryszard.

Stan jego sąsiada z sali obok, Jerzego Ostatka, pogarszał się od lat. Pracował jako opiekun w noclegowni, kiedy nie wrócił już do pracy z badań okresowych. Po wędrówce po wielu szpitalach trafił do prof. Mariana Zembali. Tylko tutaj w Polsce może mieć wykonany podwójny przeszczep, serca i płuc. Mówi, że jest pogodzony z losem. Co ma być, to będzie, los pokaże. Na co czeka? Na święta - biały barszczyk na stole siostry, bigosik, który robi także specjalne dla niego. Może wyjść do domu, ale jego życie to wieczne uważanie na siebie, nawet na półpiętro nie wejdzie bez zadyszki, wyprawa po zakupy to Everest. A przeszczep?
- Wiem, że to trudna decyzja, zgodzić się na przeszczep, kiedy ktoś bliski odchodzi, ale gdyby tak każdy pomyślał, że chodzi o niego, o najbliższą osobę? Na pewno spojrzałby na to inaczej.

Chcę normalności, nie współczucia

Choroba zmienia wszystko. Wraz z chorym cierpi cała rodzina, a znajomi odsuwają się. Ze strony nielicznych, którzy kontaktów nie zrywają, pojawia się najgorsze: współczucie - mówi 72-letni Joachim Wrożyna z Tychów, inżynier budownictwa, autor kilku patentów, zmagający się z rakiem płuc.

Najbardziej oczekiwanymi gośćmi są dla niego wolontariusze z tyskiego hospicjum im. św. Kaliksta. - Wnoszą radość, uśmiech, pozytywną energię - mówi pan Joachim. #- Nie współczują, nie rozczulają się. Emocjonalnie nie angażują się w chorobę. - To nie to, co ja, która ciągle płaczę - przyznaje się żona pana Joachima.

Paradoksalnie, hospicjum wnosi normalność. Można trochę zapomnieć o chorobie. Z wolontariuszem Zdzisławem Joachim Wrożyna godzinami rozmawia o historii. - Wiele się od pana Joachima dowiaduję. Bardzo cenię sobie ten wspólnie spędzany czas - mówi wolontariusz.

Dla niego pan Joachim nie jest chorym, któremu trzeba współczuć, ale kompanem do konstruktywnej rozmowy.
Tego choremu potrzeba. Na ile się da, chce nie myśleć o chorobie, chce normalnie żyć, rozmawiać o różnych rzeczach. Pan Joachim ma ogromną wiedzę fachową z zakresu budownictwa, wiele ciekawych doświadczeń, a do tego rozliczne pasje (zbiera np. przysłowia i porzekadła) i pogodę ducha. Mimo choroby może być ciekawym partnerem do rozmów. I takim go widzą ludzie z hospicjum. Dlatego na nich czeka.

- Jak już przyjdzie taki czas, że opieka nade mną miałaby się stać dla mojej żony zbyt trudna, byłbym gotów zdecydować się na stacjonarne hospicjum, byle tylko nie było tak przygnębiające, jak to, do którego trafił mój znajomy. To było przykre: wąskie przejścia pomiędzy łóżkami, przemieszanie ludzi umierających i takich, którym czasu jeszcze trochę zostało. O godności tam nie było mowy - mówi.
Tyski dom hospicyjny nie odrze chorych z godności. Pokoiki są małe, piękne, dużo światła, atrium, kaplica, sąsiedztwo lasu. Niestety, ciągle w budowie. Została już wprawdzie 1/3 prac do wykonania, ale tempo robót zależy do funduszy. Zarząd Stowarzyszenia Społecznego Hospicjum im. św. Kaliksta I liczy na wsparcie 1 proc. podatku. Tym bardziej że chorzy czekają. Ich rodziny także. Czasem choć krótki pobyt w hospicjum zrobiłby dobrze i choremu, i jego najbliższym. Jak samotne wczasy, kiedy rodzina odpoczywa od siebie. Podczas takiego czasowego rozdzielenia rodzina nabrałaby sił do dalszego zmagania z chorobą, a i sam chory - w kontakcie z psychologiem i wolontariuszami - wzmocniłby się psychicznie.

Motocykl na bok, bo... Emma nadchodzi

Klaudia i Charly. Dziewczyna z Zabrza i chłopak z Paryża. Poznali się cztery lata temu w Katowicach. Gdyby ktoś powiedział im wtedy, że razem będą odliczać godziny do narodzin ich dziecka, nie uwierzyliby. A jednak. Emma na świat przyjdzie dzisiaj, może jutro, w każdym razie to już ostatnia prosta.

- Kiedy się poznaliśmy, żadne z nas nie myślało o dzieciach. Minęły zaledwie trzy lata i stwierdziliśmy: tak, chcemy mieć dziecko. Na efekt nie musieliśmy długo czekać, decyzję podjęliśmy na początku ubiegłego roku, w sierpniu byłam już w ciąży - mówi Klaudia Binięda, spodziewająca się pierwszego dziecka.

Wśród swoich przyjaciółek Klaudia będzie pierwszą mamą, przeciera ciążowe szlaki. - Wszyscy znajomi czekają na naszą córeczkę jak na swoją, to pierwsze maleństwo w naszym gronie - przyznaje Klaudia. Przyszli rodzice wiedzą, że zaraz mała Emma wywróci ich świat do góry nogami, ale będzie to wywrotka kontrolowana. #- Nowa sytuacja z pewnością wiele zmieni, ale nie chcemy zamykać się na znajomych, własne pasje i aspiracje. Nie może być tak, że zacznę już mówić tylko o karmieniu, pampersach i ząbkowaniu - podkreśla Klaudia. Młoda przyszła mama, choć już zdążyła przyzwyczaić się do ciążowego brzuszka, coraz bardziej tęskni do aktywności sprzed 9 miesięcy. - Biegałam, chodziłam na siłownię, a to i tak wersja minimum tego, co było kiedyś - śmieje się Klaudia. W szkole podstawowej i gimnazjum trenowała gimnastykę sportową, były salta, szpagaty, ćwiczenia na równoważni i spora kolekcja medali. Później pojawiła się potrzeba adrenaliny, więc i skoki spadochronowe. Od dwóch lat Klaudia jeździła też na motocyklu. To czas przeszły, bo kiedy tylko dowiedziała się o ciąży, postanowiła zrezygnować z motoru. Wystawiła swoje kawasaki na sprzedaż. - To była wyłącznie moja decyzja. Motor mógł poczekać, aż urodzę, ale nie wyobrażam sobie, że jako mama mogłabym się tak narażać - komentuje Klaudia.
Mała Emma będzie miała podwójne obywatelstwo: polskie i francuskie. Rodzice już postanowili, że będzie się uczyć obydwu języków. Rodzice Charly'ego wyemigrowali do Francji w latach 80., tu Charly się urodził i wychował. Do Polski wrócił, bo choć bywał tu tylko w wakacje, zawsze czuł się Polakiem. I całe szczęście, że wrócił, bo to dzięki niemu Klaudia będzie zaraz najszczęśliwszą mamą.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!