Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Uczynkiem i zaniedbaniem. Opowieść o księdzu, ministrantce i grzechu

Dorota Abramowicz, Tomasz Słomczyński
archiwum
Wieś swoje wie, kuria potwierdza, a Agacie nikt, prócz sądu, nie wierzy. Dziewczyna dźwiga ciężar nie swojej winy. Tymczasem prawomocnie skazany ksiądz spowiada wiernych i głosi kazania.

Nie mogę iść do spowiedzi, nie mogę uczestniczyć w prowadzonej przez niego mszy, wiedząc o tym, co on zrobił. Po prostu nie mogę. Podpisano: mieszkanka C.

On, czyli ksiądz Krzysztof. Podobno skazany za wykorzystanie dziewczynki. Informacja do sprawdzenia.
Do wiarygodnych informacji dotrzeć nie jest łatwo. Akta sprawy znajdują się w pobliskim sądzie rejonowym. Zwracamy się z prośbą o wgląd.

Dostajemy zgodę, ale z adnotacją: akta zostały przekazane do Sądu Okręgowego w Gdańsku. Tu nasza prośba o zgodę na zapoznanie się ze sprawą napotyka sprzeciw, bo cały proces toczył się z wyłączeniem jawności.
Wiemy już, że coś jest na rzeczy, ale nie znamy jeszcze szczegółów. Co zrobić? Możemy pytać rzecznika Sądu Okręgowego w Gdańsku Tomasza Adamskiego. Pytań jest sporo, odpowiedzi dostajemy tylko na niektóre z nich (znowu: ze względu na niejawność procesu).

I tak dowiadujemy się, że: Krzysztof K. dwukrotnie popełnił przestępstwo.
Za pierwszym razem w nocy z 17 na 18 maja 2005 roku w Niepokalanowie (potem dowiemy się, że było to podczas pielgrzymki).
Doszło tam do czegoś, co kodeks karny określa mianem "innej czynności seksualnej". Doprowadził niespełna 14-letnią Agatę do poddania się tej czynności, a także jej dokonał.

Niecałe trzy miesiące później, 26 sierpnia 2005 roku, popełnił przestępstwo po raz drugi. Jego ofiarą znowu stała się Agata. Tym razem, oprócz "innych czynności seksualnych", doszło również do "obcowania płciowego" z 14-latką.
Prawomocny wyrok zapadł 22 stycznia 2014 roku: 2 lata i 6 miesięcy pozbawienia wolności. Jest to kara bezwzględnego więzienia, bez zawieszenia.

Sytuacja jest więc następująca: mamy kapłana prawomocnie skazanego - na więzienie, bez zawieszenia - za współżycie z 14-latką. I co dalej? I nic. Ksiądz Krzysztof jest na wolności i odprawia msze, podaje świętą komunię i spowiada w kościele w C., dokąd został przeniesiony ze wsi, gdzie doszło do skandalu.
W samej wsi zaś ludzie są pamiętliwi. Jak się okazuje, Agacie uwierzył sąd, ale nie sąsiedzi.

Skromny, przystojny, wspaniały

Zalana słońcem wieś z zabytkowym kościołem w centrum, najwyżej 350 mieszkańców. Gospodarstwa przytulone do głównej drogi. Najbliżej kościoła stoi dom Agaty. Leniwie przechodzące w upale kobiety nie mają oporów, żeby o tym rozmawiać. Podobnie mężczyźni, chociaż niektórzy na pytanie o księdza Krzysztofa zrywają się z cienia i nagle muszą wracać do gospodarskich obowiązków.

Dla wielu jest oczywiste, że ksiądz jest niewinny. Nie może być inaczej, wszak:
- Był przystojny, podobał się kobietom ("mogę, jako kobieta, powiedzieć"), więc jakby miał taką potrzebę, to mógł inaczej ją zaspokoić, a nie z jakąś małolatą.
- Zresztą ona pięknością nie jest, mógł mieć lepszą.
- Zakochana była, a wiadomo, do czego zdolna jest zakochana nastolatka.
- To była jej zemsta, bo ksiądz odrzucił jej zaloty.
- Chodziło też o to, że jej rodzina dzierżawiła od kościoła ziemię, a ksiądz Krzysztof zrobił tam parking, zabrał im tę ziemię, i to była zemsta.

- A jej dziadek to nawet kościelnym był i odszedł przez księdza Krzysztofa, więc to też jej zemsta była.
- Sześćdziesięciu świadków mówiło przed sądem na korzyść księdza, a ona jedna tylko o tym, że ją molestował, to sami powiedzcie, dlaczego sąd uwierzył tylko jej, a innym nie?

- Słyszałam, że został uniewinniony i czeka na przeprosiny za okrutne pomówienie. To nieprawda? Niemożliwe!
- A w ogóle to była akcja służb, wie pan, tam w kościele też są rozgrywki i esbecja jeszcze działa, mnie się wydaje, że tak też musiało być, że go wrobili, a ona była tylko narzędziem.
- On jest prawdziwy ksiądz. Nie mógł tego zrobić. Nigdy w to nie uwierzę.
- Cichy, skromny.
- Parking nam zrobił we wsi.
- Uczynny.
- Wspaniały.
- Teraz przez nią pójdzie siedzieć niewinny człowiek.
Pytamy:
- Jak ludzie we wsi odnoszą się dzisiaj do Agaty?
- Nijak. W ogóle się nie odnoszą. Nie rozmawiają z nią.
Nawet kuzynka Agaty złego słowa na księdza Krzysztofa nie powie.
Tylko ciocia mówi, że musiało coś być na rzeczy.

Ministrantki

- Za księdza Krzysztofa wieś zaczęła rozkwitać - mówi Ania.- Pielgrzymki, wyjazdy, spotkania, coś się działo. Więc kiedy TO wyszło, nikt nie wierzył. Zresztą ksiądz proboszcz potem z ambony ogłosił, że to nieprawda. I nawet wieś się potem na adwokata dla księdza składała.

- I nic nie wskazywało, że coś może być nie tak?
- Nic. Chociaż tak dzisiaj sobie myślę, że w innych parafiach są starsze gospodynie, a wtedy na plebanii młode dziewczyny księżom posiłki podawały. Ale czy to coś znaczy?
Idziemy drogą ze sklepu, dzieciaki biegną przodem. Ania, niewiele starsza od Agaty, dobrze pamięta czasy, gdy w kościele do mszy służyły także ministrantki. Agata była jedną z nich. - Cicha, spokojna, dziewczyny mówiły, że bardzo za księdzem Krzysztofem była.

Kasia, dziś mama kilkumiesięcznego Pawełka, też była ministrantką. - Agata była o rok ode mnie starsza - mówi. - Wzywano mnie potem na policję, przesłuchania, pytano, czy coś widziałam. Odpowiadałam, że nic. A potem, czy Agata bardziej księdza lubiła albo czy on ją lubił. Też mówiłam, że nie, bo ksiądz przecież wszystkich lubił. Stresowałam się bardzo, bo żaden ze mnie świadek, a dla 13-letniej dziewczynki chodzenie po sądach dobre nie jest. Kiedy widziałam te wezwania, po prostu się bałam. Zresztą potem usłyszałam, że do TEGO miało dojść na pielgrzymce, w Niepokalanowie. A ja na niej nie byłam.
- Kto był?
- Pani Ewelina. Ona też broniła księdza.
Nikt tu za Agatą nie jest
Pani Ewelina mieszka tuż przy kościele. Krząta się po kuchni, proponuje kawę, ciasto.
- Ksiądz został niewinnie oskarżony - zaznacza na początku rozmowy. - Powinien dostać zadośćuczynienie za fałszywe oskarżenie.
Pani Ewelina jeździła do sądu jako świadek, zeznawała na korzyść księdza. I dziwi się, że nie uwierzono jej, tylko 14-letniej dziewczynce.
- Agata chodziła za księdzem - mówi. - Przychodziła na plebanię psa mu wyprowadzać, pokazywała mu drogę, gdy jechał do spowiedzi. On stąd nie był, więc kiedy pytał, jak trafić, jej dziadek mówił: "Aga, ty jedź z nim". Później, gdy usłyszała od dziadka, że ksiądz powiedział, że biskup kazał zlikwidować ministrantki, bo chłopców wystarczy, wybiegła z zakrystii z płaczem.
Ewelina wzdycha: "Młode dziewczyny takie już są". Ale już za to, że podczas wycieczki do Niepokalanowa, gdzie miało dojść do TEGO, nic się nie stało, ręczy osobiście. - Zabrałyśmy się we dwie, z teściową córki, zaproponowałyśmy dziewczynkom - Agacie i Hance, by spały z nami w pokoju - opowiada. - I niby wtedy miało coś się dziać, gdy Agata wyszła z pokoju o godzinie drugiej w nocy. A ja oczy otworzyłam akurat o tej godzinie i wszyscy w łóżkach byli! Powiedziałam to raz, powtórzę i pięć razy.
W sądzie wszystko powtórzyła, ale nie wpłynęło to na wyrok. Dlaczego? Czy przeważyły zeznania dziewczynki? Opinia psychologa? A może TO zdarzyło się nie o godzinie 2 w nocy, tylko o godzinie 3? Albo pierwszej? Nie mamy dostępu do akt, nie poznamy argumentacji sądu.

Ewelina kiwa głową. Księdza i tak skazano i zabrano do więzienia. - Na oczach matki i ojca! - podkreśla. - Ojciec niedługo potem zmarł, zanim księdza wypuszczono. Pamiętam ten dramat podczas pogrzebu, księdza w ubraniu więziennym, nad grobem. Tak biedny przeżywał, że ojca pochował, zanim sprawiedliwość zatriumfowała.
Dlatego pani Ewelina rzuca twardo: - Nikt tu za Agatą nie jest.
Kiedy, już po zatrzymaniu, nowy proboszcz czytał z ambony o niesłusznym oskarżeniu księdza i potrzebie zbierania pieniędzy, wszyscy widzieli, jak Agata wybiegła z kościoła. Biegła i biegła... Nigdy więcej do kościoła we wsi nie weszła. Na msze jeździ wraz z rodzicami kilkanaście kilometrów dalej.

Pedagog nie żałuje

We wsi jedni mówią, że sprawy by nie było, gdyby Agata nie pisała głupot w zeszycie. Pisała, zeszyt zostawiła na ławce, dyrektorka przeczytała i tak się zaczęło. Inni uważają, że to zemsta była, że poszła do dyrektorki i zwyczajnie nagadała. Najpewniej za odrzucenie nastoletniej miłości.

- Nie do dyrektorki, tylko prosto do rodziców - prostuje kolejny rozmówca. - A oni to wszystko rozkręcili.
Jeszcze inni dodają, że pedagog szkolny, który wtedy poleciał ze wszystkim na policję, dziś, po dziewięciu latach, odczuwa wyrzuty sumienia, że księdza wrobił. Miał tak komuś ostatnio powiedzieć.
Pedagoga znajdujemy w miejscowości oddalonej o ponad 20 km. Niczego nie żałuje.
- Powtórzyłem to trzy razy w sądzie, dziś powiedziałbym to samo - mówi. Dodaje, że nigdy nie rozmawiał z nikim ze wsi. To kłamstwa, że niby zmienił zdanie.

Agata wcale do niego nie przychodziła. Żadnego zeszytu nie było, ludzie to zmyślają. To on zauważył, że z dziewczynką coś jest nie tak, że ma jakiś problem. Zabrał ją do gabinetu, umiejętnie poprowadził rozmowę. W końcu powiedziała.
- Wydobyłem z niej to - podkreśla kilka razy w trakcie naszej rozmowy.
Nie może zdradzić tajemnicy gabinetu, nie powie, co i jak mówiła Agata. Jedno jest oczywiste: doświadczony pedagog nie wszczynałby alarmu, gdyby uznał, że Agata zmyśla.
Zgodnie z procedurą, zawiadomił dyrektora szkoły. Sprawa trafiła na policję, dziewczynkę zbadał biegły psycholog. Potwierdził, że nie fantazjuje.

- Księdza we wsi żałują, że do więzienia pójdzie? - powtarza z goryczą. - Zasada jest prosta - za winą musi iść kara. Tylko niech to będzie kara natychmiastowa, a nie po dziewięciu latach. Ale nikt już w tym wszystkim nie pamięta, że to przecież Agata jest ofiarą! I została sama. Nikt się za nią nie wstawił, rodzina została wyklęta!
Pedagog wspomina, że próbował pomóc napiętnowanej rodzinie. Zadzwonił do kurii, pojechał z rodzicami Agaty. Przyjął ich sekretarz arcybiskupa. Wysłuchał, to wszystko. Nie zaoferował żadnego wsparcia.
- Odebrałem tylko telefon z kurii z pytaniem: "Co mamy z tym zrobić"? Odpowiedziałem, że teraz to już ich problem.
Agata niedługo później odchodziła ze szkoły. Żadna instytucja nie zaproponowała jej pomocy psychologa. Młyny sprawiedliwości mełły powoli, a ona została zupełnie sama. Z kościołem wznoszącym się na wzgórzu po drugiej stronie ulicy i spojrzeniami sąsiadów.

- Rzadko ją przez te ostatnie lata we wsi widać - słyszymy od mieszkańców. - Jeździ do pracy do miasta, jeździ tam do kościoła. A tak to z domu prawie nie wychodzi.

Wina poza wątpliwością

"Kościół powszechny ma wypracowane od kilkunastu lat normy postępowania wobec duchownych, którzy dopuścili się przestępstwa pedofilii. Na bieżąco czuwa nad tym Kongregacja Nauki Wiary. Pod wpływem tych działań skala zjawiska zdecydowanie spada" - czytamy w "Tygodniku Katolickim Niedziela".

W przypadku podejrzenia o to, że duchowny popełnił "przestępstwo przeciwko przykazaniu szóstemu Dekalogu z osobą niepełnoletnią", procedura postępowania wygląda następująco: Najpierw biskup diecezji, na terenie której miało dojść do czynu pedofilnego, robi wstępne dochodzenie. Informacje przekazuje do Kongregacji Nauki Wiary razem ze swoją opinią.
Kongregacja mieści się w Watykanie. Rozpatruje sprawy związane z przestępstwami seksualnymi osób duchownych.
Kongregacja może wszcząć proces karny, może też po prostu wydać decyzję bez procesu. Gdy wina oskarżonego jest "poza wszelką wątpliwością", kongregacja orzeka o wydaleniu takiej osoby ze stanu duchownego.
Czy prawomocny wyrok sądu jest wystarczającą przesłanką, by stwierdzić, że wina ks. Krzysztofa jest "poza wszelką wątpliwością"? Trudno powiedzieć, faktem jednak jest, że ks. Krzysztofa można co niedzielę zobaczyć odprawiającego msze w kościele w miejscowości C.

Z Gdańska do Watykanu droga daleka. Ustalamy, że "informacje" w sprawie ks. Krzysztofa zostały przekazane do Rzymu.
Kiedy dokładnie? Nie wiadomo. Wiadomo, że powinny być przekazane niezwłocznie, przynajmniej kilka lat temu. Przepisy, które to nakazują, funkcjonują od 2001 roku. Ustalamy w kurii, że w tej sprawie kongregacja jeszcze nie podjęła decyzji administracyjnej, nie wszczęto jeszcze procesu, mimo że od samego zdarzenia minęło już dziewięć lat.

Ciężkie grzechy

Rzecznik Episkopatu Polski ks. dr Józef Kloch: - Nic nie zamiatamy pod dywan, wyjaśniamy wszystko do końca, a kto jest winien, będzie ukarany.

Ks. Kloch, zapytany o sprawę prawomocnie skazanego ks. Krzysztofa, odsyła nas do kurii w Gdańsku.
W gdańskiej kurii najpierw rozmowa jest nieoficjalna, rozmówca natomiast anonimowy:
- Znam sytuację księdza Krzysztofa i wiem, że sprawa nie jest jednoznaczna. Wiem, że zapadł prawomocny wyrok, ale naprawdę nie potrafiłbym go jednoznacznie osądzić. Tam mogło chodzić o zemstę, o ziemię, o dziadka, który był kościelnym... Musicie wy, dziennikarze, mieć miłosierdzie, kiedy będziecie o nim pisać. Piszcie tak, żeby nie podważać autorytetu Kościoła. Żeby się nie wpisywać w tę nagonkę... Wierzę, że dobro Kościoła leży wam na sercu.
Tyle nieoficjalnie. Oficjalnie zaś rozmawiamy z ks. Stefanem Pasternakiem, kanclerzem kurii, który zastępuje abp. Sławoja Leszka Głódzia (arcybiskup metropolita przebywa na urlopie).

- Ksiądz Krzysztof rzeczywiście dostał wyrok, ale z tego co wiem, ze względu na stan zdrowia wykonanie wyroku zostało odroczone. A tak jak każdy człowiek, ksiądz Krzysztof gdzieś musi mieszkać i gdzieś musi żyć, stąd też przebywa na terenie tej parafii. Tam jest jego miejsce pobytu.

- Nam jednak nie chodzi o pobyt księdza Krzysztofa, tylko o na przykład odprawianie mszy czy spowiadanie. Czy nie jest tak, że osoba taka powinna automatycznie mieć zakaz publicznego odprawiania mszy świętych i spowiadania?
- W momencie kiedy ksiądz Krzysztof dopuścił się tego czynu, to jeszcze nie było takie jednoznaczne i wiążące. Na dzień dzisiejszy, kiedy jest osoba podejrzana o taki czyn, biskup ma obowiązek zawiesić kapłana, a wtedy [2008 rok, gdy doszło do zatrzymania księdza Krzysztofa przez policję - red.] to jeszcze nie było tak jednoznaczne.

- Jak rozumiemy, ksiądz Krzysztof, gdyby teraz dopuścił się czynu, byłby od razu zawieszony, nie mógłby publicznie sprawować czynności kapłańskich, ale prawo nie działa wstecz, więc dlatego nie jest zawieszony, czy tak?
- Tak.
Faktem jednak jest, że ponad dwa lata temu biskupi w Polsce przyjęli wytyczne dotyczące postępowania wobec pedofilii w Kościele. Czytamy tam: "nadużycia seksualne Kościół uznaje za ciężkie grzechy, domagające się jednoznacznych reakcji o charakterze dyscyplinarnym wobec osób, którym udowodniono popełnienie takich czynów".

Ból. Trudno znaleźć słowa

Fakty są następujące: Ks. Krzysztofowi udowodniono ciężki grzech pół roku temu, po wieloletnim procesie. Okazuje się, że dopiero po naszej interwencji kanclerz kurii "porozmawia" z arcybiskupem Głódziem na ten temat. Pytamy ks. Stefana Pasternaka: - Co ksiądz powiedziałby parafiance, która mówi, że od kogoś, kto się dopuścił pedofilii, nie chce świętej komunii, że nigdy nie pójdzie do niego do spowiedzi i że nie będzie chodziła do kościoła, w którym on odprawia msze?
- Może to być dla niektórych ludzi rzeczywiście smutna sprawa... Dziękujemy za takie spostrzeżenia i uwagi. Wobec tego kuria będzie musiała podjąć kroki do czasu, kiedy ten ksiądz rozpocznie odbywanie kary więzienia. Musimy z księdzem arcybiskupem [Głódziem - red.] porozmawiać i trzeba będzie spowodować, żeby rzeczywiście wobec skazanego księdza zostały zastosowane odpowiednie środki, żeby przebywał w jakimś miejscu odosobnienia.
I ostatnia sprawa - kwestia ofiary.

Papież Franciszek nakazuje ochronę dzieci i młodzieży, pomoc dla osób, które w przeszłości były ofiarami nadużyć. Choć Episkopat w Polsce podpisuje stosowne instrukcje, Agata przez dziewięć lat nie otrzymała żadnego wsparcia ze strony Kościoła. Ks. Stefan Pasternak:
- Mogę zadeklarować, że... Na pewno w imieniu Kościoła wyrażamy szczery ból i wyrazy... Trudno mi znaleźć słowa. Szczerze przepraszam, z głębi serca człowieka i kapłana... Z mojej strony, jako przedstawiciela diecezji gdańskiej, jest pełna solidarność i bardzo, bardzo serdecznie przepraszam. Do wszystkiego, co ludzkie, co mogę jako kapłan i jako człowiek zrobić, jestem gotów w każdej chwili.

Znowu będzie na Agatę

Ks. Krzysztof przesiedział w areszcie pięć miesięcy, sąd zaliczył ten okres na poczet kary, więc do odsiadki zostały mu dwa lata i jeden miesiąc. Złożył wniosek o odroczenie kary, najprawdopodobniej (niejawność sprawy) argumentując go złym stanem zdrowia. Wniosek nie został jeszcze rozpoznany.

Ks. Krzysztof przebywa obecnie na urlopie. Poprosiliśmy proboszcza parafii w C. (odmówił komentarza w sprawie), by przekazał ks. Krzysztofowi, że chcemy z nim porozmawiać. Zostawiliśmy numer telefonu.
Proboszcz obiecał skontaktować się z ks. Krzysztofem i przekazać mu prośbę. Umówiliśmy się, że będziemy czekać na telefon. Jednak proboszcz, jak sam twierdzi, nie zdołał skontaktować się z ks. Krzysztofem.
Agata również z nami nie rozmawiała. Nie chce wracać do sprawy sprzed lat, to dla niej zbyt bolesne. Nikt jej nawet nie zawiadomił, że zapadł już prawomocny wyrok, dowiedziała się o tym od nas. Mówi, żeby najlepiej w ogóle o księdzu nie pisać, bo we wsi pomyślą, że to znowu jej wina.

Imiona mieszkańców wsi, również Agaty, zostały zmienione.

Treści, za które warto zapłacić!
REPORTAŻE, WYWIADY, CIEKAWOSTKI


Zobacz nasze Magazyny: REJSY, HISTORIA, NA WEEKEND

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki