Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Recenzja filmu ''Zaraz zasnę" z Nicole Kidman i Colinem Firthem

Renata Sas
Kameralna historia, której największym atutem są aktorzy: oscarowe gwiazdy Nicole Kidman („Godziny”) i Colin Firth (statuetka za rolę w „Jak zostać królem”) oraz Mark Strong. „Zanim zasnę” to kino klimatyczne, thriller z psychologiczną rozgrywką, ale też zbyt dużo naiwności oraz prawd do wierzenia.

Zaczyna się niepokojąco. Zbliżenie przekrwionej rozedrganej gałki ocznej. Budząca się kobieta nie wie, kim jest i kim jest mężczyzna śpiący obok niej. Za chwilę Christine (Kidman) usłyszy, że to Ben (Firth), od 14 lat jej mąż. Dowie się, że po wypadku samochodowym cierpi na szczególny rodzaj amnezji. Wszystko, co przeżyje, pozna w ciągu dnia, znika po nocy i znów trzeba od nowa zdobywać najprostszą wiedzę o sobie i otoczeniu. Rozwieszone w domu zdjęcia, zapiski mają wspomagać pamięć.
Kiedy mężczyzna – zawsze spokojny, nienagannie ubrany – idzie do pracy (jest nauczycielem), ona odbiera telefon. Psychoneurolog (Strong) mówi, gdzie znajdzie ukrytą kamerę i radzi rejestrować wrażenia, zanim o nich zapomni. Spotyka się z nią i analizują zapisy, ujawniają się strzępki wrażeń, które może ożywią przeszłość. Christine ma nie mówić o spotkaniach Benowi.

Z każdą chwilą rodzi się coraz więcej wątpliwości. Kim naprawdę jest Ben? Co przed nią ukrywa i dlaczego? Jakie intencje ma dr Nash? Niepokoją obaj. W tej rozgrywce zjawi się jeszcze dawna przyjaciółka bohaterki, odkryte zostaną dramat rodzinny, zdrada...
Jest dostatecznie dużo powodów, by straszyć Christine i widzów. Ale jednocześnie reżyser Rowan Joffe (syn Rolanda, twórcy „Misji”, „Pól śmierci”) burzy atmosferę, prowokując do zbyt oczywistych pytań.
Dlaczego obok Christine i Bena nie ma nikogo? Czemu matka dowiadująca się o śmierci dziecka nie chce iść na grób?
W takich historiach razi to szczególnie i osłabia psychologiczną konstrukcję. Realizatorom jakoś dziwnie nie zależało na pogłębianiu motywacji i zanadto odsłaniając strzępy wspomnień zbyt łatwo wiodą do rozszyfrowania zagadki.

A już finał, nawet bezkrytycznym miłośnikom happy endów, wyda się w tym brytyjskim filmie nazbyt hollywoodzki.
Dla aktorów na „Zanim zasnę” jednak warto się wybrać. Ich kunszt sprawia, że zatrzymują uwagę, że idzie się tropem fabuły.
Kamera często patrzy im w oczy, rejestruje każdy grymas twarzy, drobny gest. Zdjęcia, podkreślające chłód miejsc, to także atut, filmu, który sukcesem nie jest i daleko mu do dokonań praojca gatunku, Hitchcocka, ale ogląda się bez znużenia.
(92 min).

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na expressilustrowany.pl Express Ilustrowany