Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Przekręt doskonały. Wpadł pionek, szef został w cieniu

Artur Drożdżak
Marek W. na nagraniach z kamer w banku. Tajemniczy Sławek nie został zarejestrowany przez bankowy monitoring.
Marek W. na nagraniach z kamer w banku. Tajemniczy Sławek nie został zarejestrowany przez bankowy monitoring. Fot. reprodukcja Artur Drożdżak
Marek W. ma 6 lat do odsiadki, ale milczy o wspólniku, dla którego z banku ukradł fortunę.

Hazard to było moje prawdziwe życie. Stawiałem nieduże kwoty w kasynie Vegas w Żyrardowie pod Łodzią, tak po 50-100 zł. Zarabiam ze dwa tysiące miesięcznie jako ogrodnik, brukarz, ale większą część pensji zajmuje mi komornik. To dlatego, że muszę płacić alimenty na dziecko. Każdy grosz się liczy, więc gdy pojawił się Sławek i zaproponował mi pożyczkę to nie odmówiłem.

Pożyczka
Brałem od Sławka po 200-500 zł i z czasem oddawałem. Miałem do niego zaufanie, bo też był bywalcem tego kasyna. Wiele razy go tam widywałem. Po kilku miesiącach tego długu zebrało się kilka tysięcy złotych i wtedy Sławek zaproponował, że mojego kłopotu może nie być jeśli jeden raz pomogę mu w pewnej sprawie. Mam wykształcenie średnie ekonomiczne i uważałem się za łebskiego gościa, ale Sławek to dopiero był mózg. Opisać Sławka? Średniego wzrostu, szczupły, elegancko ubrany, szatyn. Nie rzuca się w oczy. Pasuje do portretu połowy mężczyzn w tym kraju. Ja mam 38 lat, on był w tym samym wieku. A może starszy?

Kantor w Krakowie
Wiem, że gdzieś w styczniu 2012 roku Sławek zadzwonił do banku w Krakowie i przedstawił się jako właściciel sieci kantorów w stolicy. Deklarował, że kolejny chce otworzyć właśnie pod Wawelem. Ja miałem być jego pełnomocnikiem, jego oczami i uszami. Wydawało mi się, że ma dużo gotówki i chce zarabiać na platformach walutowych jak i na graniu papierami wartościowymi. Od Sławka dostałem telefon komórkowy i on dzwonił do mnie za każdym razem, gdy przychodziłem do tego banku załatwiać formalności. Wcześniej Sławek wręczył mi 50 zł, bym zrobił sobie dwa zdjęcia. Następnego dnia dał mi już podrobiony dowód osobisty z wklejoną moją fotografią. Już nie byłem Markiem W., ale panem Ireneuszem L. Nauczyłem się nowej tożsamości i tak przedstawiałem się w banku. Już jako Ireneusz L.podpisywałem wszystkie umowy. Przedłożyłem fałszywy dokument dotyczący firmy prowadzącej warszawską sieć kantorów. Był tam REGON, NIP, zaświadczenie o działalności kantorów, pełnomocnictwo w postaci aktu notarialnego. Nie było wątpliwości, że w Krakowie powstaje nowy kantor, więc pracownicy banku podpisali ze mną umowę ramową. Na polecenie Sławka nauczyłem się na pamięć treści wręczonych mi przez niego dokumentów.

"Bezpieczna koperta"
Następnie otworzyłem rachunek bieżący i pomocnicze w euro i dolarach dla kantoru w Krakowie. Potem założyłem jeszcze rachunek indywidualny i podpisałem umowę o wpłatach gotówkowych w tzw. formie zamkniętej. Sławek doskonale wiedział, że w banku procedura była taka, że po podpisaniu umowy można dokonać tzw. wpłaty zamkniętej w postaci "bezpiecznej koperty". Takie oryginalne koperty otrzymałem z banku i kwota na nich widniejąca była księgowana na koncie bez otwierania koperty. I bez sprawdzenia jej zawartości. Potem była kolejna umowa, którą podpisałem i już mogłem załatwiać wszystkie transakcje przez internet. Sławek nauczył mnie jak wpisywać odpowiednie kody. Po tych przygotowaniach Sławek dał mi bilet kolejowy do Krakowa, i zamieszkaliśmy w jednym pokoju w hotelu Ibis. Nie wiem, czy tam są kamery monitoringu. Ja podpisywałem się w książce meldunkowej, rachunki były na moje fałszywe nazwisko. Przedstawiałem się jako Ireneusz L.

Pierwsza wpłata
Po dwóch dniach dokonałem pierwszej wpłaty zamkniętej. Sławek dał mi tysiąc euro, wsadziłem je do koperty, zaniosłem do banku, sumę zaksięgowano bez zaglądania do środka. Kwotę przewalutowano na polskie pieniądze i wyszło 4,2 tys. zł. Potem drogą elektroniczną przelałem tę sumę z rachunku kantoru na mój rachunek osobisty i zaraz ją wypłaciłem. Pieniądze oddałem Sławkowi. On kazał mi potem pójść do działającego kantoru w centrum Krakowa. Jego właścicielowi zaoferowałem wprost kupno 1,2 mln euro. Podawałem się za Ireneusza L. Działałem pod dyktando Sławka, ale do uzgodnienia transakcji nie doszło. Kantorowiec miał konto w innym banku niż ten, w którym my mielismy rachunki.

Fortuna w euro
Pięć dni później dostarczyłem dwie "zamknięte koperty" do tego banku. Sławek zadeklarował, że w środku jest półtora miliona euro, ale ile tam było wiedział tylko Sławek. On coś tam wkładał, ja wypełniłem stosowne rubryki na kopercie. Tak jak poprzednio w banku zaksięgowano zadeklarowaną na kopertach sumę i znalazła się na rachunku naszego kantoru. Przewalutowano ją i przelano na moje konto osobiste. Wyszło, że jest to 6 mln 540 tys. zł. Zdołałem je odebrać i wziął je Sławek. Ja nie wiedziałem, że w dostarczonych do banku kopertach był pocięty papier. Wszystko się wydało po kilku dniach od mojej wpłaty, gdy bank przekazał koperty do zewnętrznej sortowni pieniędzy, bo sam nie ma możliwości przeliczenia takiej kwoty. Ja nie wiem, gdzie są teraz te pieniądze. Telefon komórkowy od Sławka wyrzuciłem i nie mam z nim kontaktu. Nigdy go więcej nie spotkałem. Cieszę się, że nie odzywa się bym mu oddał pięć tysięcy długu z kasyna. Policjanci pokazywali mi zdjęcia różnych mężczyzn, ale nie było na nich Sławka. Otrzymałem na policji do odsłuchania nagrania rozmów z bankiem. To w sumie osiem nagrań, ale na żadnym nie ma głosu Sławka. To ja dzwoniłem na infolinię banku, a Sławek stał wtedy obok i kontrolował rozmowę. Są też cztery moje rozmowy z przedstawicielem banku na temat aktywowania konta. Sławka nie ma też na żadnych zdjęciach i nagraniach z hotelu.

Wyrok
W krakowskim sądzie częściowo przyznałem się do winy, do posługiwania się podrobionymi dokumentami, ale przecież wszystkie dostarczył mi Sławek. Po oddaniu mu gotówki wróciłem do rodzinnego Grodziska Mazowieckiego, potem ukrywałem się przed policją, ale w końcu po kilku miesiącach sam się zgłosiłem na komisariat pod Warszawą. Chcę żyć uczciwie. Boję się o siebie i rodzinę. Gdybym wiedział o jaką kwotę chodzi to bym tego nie zrobił. Z pokorą, już jako Marek W., przyjąłem prawomocny wyrok 6 lat więzienia. Mam też do zapłacenia 100 tys. grzywny, ale z czego? To Sławek stał za wszystkim, ja byłem tylko pionkiem.

Co wiesz o Krakowie? WEŹ UDZIAŁ W QUIZIE!"

"Gazeta Krakowska" na Twitterze i Google+
Artykuły, za które warto zapłacić! Sprawdź i przeczytaj

Codziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska