Jak cię widzą, tak cię piszą. W rankingu mojego sąsiada, jak i jego przyjaciół, dla których bieganie jest pasją, Łodzi nie ma na podium miast, które potrafią ugościć amatorów tego sportu. Czołówka to Częstochowa, Toruń, a ostatnio Łowicz. Tam po biegu zawodnikom podawano posiłek na stołach zasłanych prawdziwymi obrusami, a od prezentów podarowanych przez sponsorów torba każdego uczestnika pękała w szwach. W Łodzi, nie wiedzieć czemu, uważa się, że to nieciekawe kulisy, konieczne, ale niewarte specjalnej uwagi.
Nie da się ukryć, że liczba imprez biegowych rośnie lawinowo i obrotni organizatorzy mogą w nich znaleźć sposób na życie. Trzeba wykazać się nie lada refleksem, żeby w internecie, po uruchomieniu odpowiedniej biegowej strony z zapisami, zdążyć się załapać na najlepsze cenowo oferty. Coraz częściej już po kilku minutach lista szczęśliwców, którzy za udział w imprezie zapłacą najmniej, jest zamknięta.
Z niepokojem patrzę jednak na projekt, zakładający budowę w województwie łódzkim za kilkaset tysięcy złotych(?) kolejnych biegowych tras. Oby nie skończyło się tak, jak z powstałą za miliony końską autostradą, po której buszują rowery, quady, motorynki, a koń pojawia się na nich od święta.
Duszek anarchii wierci się we mnie. Gdybym był biegaczem, szukałbym własnych ścieżek, a nie tych przygotowanych przez urzędników.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?