Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Klątwa beczek z ulicy Radwańskiej

Bohdan Dmochowski
Zwłoki czworga dzieci znalezione w beczkach przy ul. Radwańskiej - ta zbrodnia wstrząsnęła miastem.
Zwłoki czworga dzieci znalezione w beczkach przy ul. Radwańskiej - ta zbrodnia wstrząsnęła miastem. Paweł Łacheta
Adaś, Kamil, Karolina, Maciek, Mateusz, Antosia, Wiktor, Dagmara, Nadia - to tylko część ofiar ojców i matek, którzy - już po makabrycznym odkryciu w mieszkaniu przy ul. Radwańskiej w Łodzi beczek ze zmumifikowanymi zwłokami czworga rodzeństwa - pobili na śmierć lub świadomie zamordowali własne dzieci.

W korowodzie ofiar dzieciobójców są nie tylko mali łodzianie. W Kutnie Bogdan Ch. zamordował trzech swoich synów; 15-letniemu Kamilowi i 12-letniemu Pawłowi zadał po siedem ciosów nożem, a 4-letniego Kubusia utopił w wannie. W Pabianicach matka Aneta B. zadzierzgnęła psią smycz na szyi 8-letniego syna Oskara, Wioletta K. spod Sieradza udusiła 3-letnią córeczkę szalikiem, w Tomaszowie Katarzyna K. i Piotr B. zatłukli na śmierć 3-miesięczną Lidię.

Zbigniew Stonoga wulgaryzmami zaatakował policjanta

Nie kocha, nie lubi, nie szanuje, pije

Przykłady takich zbrodni można wymieniać w nieskończoność. Mgr Czesław Michalczyk, psycholog kliniczny, psychoterapeuta i biegły sądowy, z rozmów z dzieciobójcami wyniósł przekonanie, że w większości przypadków są to osoby z zaburzoną osobowością.
- Dostrzegam u nich brak głębokiego związku uczuciowego, jaki zazwyczaj jest między dzieckiem, a rodzicem. Ojcowie i matki pozbawieni takich uczuć traktują swe latorośle przedmiotowo, a kiedy przeszkadzają im w zaspokojeniu własnych potrzeb jako przeszkodę, którą w skrajnych przypadkach postanawiają usunąć. Oczywiście towarzyszą temu okoliczności zewnętrzne – trudna sytuacja materialna rodziny, złe relacje z matką dziecka, no i alkohol.
Często bywa tak, że skrzywdzenie dziecka jest odwetem na matce, bo zabiera jej się najukochańszą istotę. Ponadto potencjalni dzieciobójcy mają problem z kontrolowaniem złych emocji. Niedawno w USA ojciec zabił kilkumiesięczne dziecko, bo przeszkadzało mu grać na konsoli.

Strażniczka wmawiała kierowcy, że nie miał zapiętych pasów. Przed mandatem uchroniła go... kamera

Z krwią ofiar na rękach

Psycholog przyznaje, że funkcja biegłego sądowego i praca w klinice psychiatrycznej nie zdołały stłumić w nim emocji, które dają o sobie znać gdy siada naprzeciwko dzieciobójcy. Szczególne uczucia targały nim, gdy do kliniki doprowadzony został na rozmowę z nim 34-letni wówczas Mariusz T., który w nocy z 16 na 17 września 2010 roku w blokowym mieszkaniu przy ul. Dąbrowskiego zabił tasakiem 9-letnią córeczkę Patrycję, 14-letniego syna Natana i 35-letnią żonę Renatę.
- Sytuacja była traumatyczna, bo na pierwszą rozmowę ze mną policjanci przywieźli go tuż po wymordowaniu całej rodziny i miał jeszcze ręce umazane ich i swoją krwią. Tej rozmowy nigdy nie zapomnę. On był wyznawcą Jehowy. Od lat chciał popełnić samobójstwo, a zarąbał tasakiem dzieci i żonę tylko dlatego , żeby – jak przekonywał - nie rozpaczali po jego samobójczej śmierci.
Mariusz T. ciął z siłą i okrucieństwem, o jakim bardzo rzadko wspominają kroniki kryminalnych zbrodni.
To była rzeź. Policjanci, strażacy i ratownicy medyczni doznali wstrząsu na widok mieszkania i zwłok skąpanych we krwi. Na drżących nogach dotarli do dziecięcego pokoju, gdzie znaleźli ubraną w piżamkę małą dziewczynkę. Leżała na łóżku w kałuży krwi, z poderżniętym gardłem. Jej brat spoczywał obok niej. Głowę miał zmasakrowaną, tkwił w niej wbity przez mordercę tasak kuchenny. W innym pokoju znajdowały się porąbane zwłoki matki dzieci. Były przykryte kołdrą. Obok zamordowanej żony leżał broczący krwią mąż i ojciec rodziny - sprawca tej makabry.
Widok krwawej łaźni, w jaką morderca zamienił mieszkanie, poraził zaprawionych w dramatycznych akcjach policjantów. Kilku z nich wylądowało na zwolnieniach lekarskich.

Kto następny

Tej tragedii nikt się nie spodziewał. Wszystkich innych podobnych też. Potencjalni dzieciobójcy nie paradują przecież po Piotrkowskiej z tabliczką zawieszoną na szyi o treści: „Uwaga, mam mordercze ciągoty”. Wyglądają jak przeciętny Kowalski, chodzą do kościoła, spowiedzi, uczą syna jeździć na rowerze, kupują córce lalkę Barbie. Aż któregoś dnia wpadaj w wisielczy nastrój, zalewają wódką zżerającego ich od środka robaka. W końcu zaczynają się awanturować i rozstawiać rodzinę po kątach. W taki dzień o nieszczęścia nietrudno.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na expressilustrowany.pl Express Ilustrowany