Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Marek Jaszczak przez lata czuwał nad głosem łódzkiego teatru

Łukasz Kaczyński
Marek Jaszczak był znaczącą postacią teatralnego parnasu
Marek Jaszczak był znaczącą postacią teatralnego parnasu Chwalisław Zieliński / mat. Teatru Wielkiego
Marek Jaszczak zmarł w piątek 12 grudnia w jednym z łódzkich szpitali. Przez lata pracy artystycznej związany był z ważnymi łódzkimi instytucjami sztuki: Filharmonią Łódzką im. A. Rubinsteina, Teatrem Lalek "Pinokio", Teatrem Wielkim.

Był absolwentem Akademii Muzycznej w Łodzi i Poznaniu. Już w 1969 roku rozpoczął działalność artystyczną w chórze Filharmonii, później jako asystent, a ostatecznie jako kierownik chóru. Przez 30 lat był kierownikiem muzycznym Teatru "Pinokio" dbając o warstwę muzyczną m.in. takich przedstawień jak "Panna Tutli-Putli" Witkacego oraz "Krakowiacy i górale" Bogusławskiego w reż. Wojciecha Kobrzyńskiego, "Johannes Doktor Faust. Don Juan" w reż. Stanisława Ochmańskiego czy "Klituś-bajduś-baju-baju" w reż. Grzegorza Kwiecińskiego.

- To był rasowy kompozytor teatralny. Całym sobą oddany teatrowi - wspomina Grzegorz Kwieciński, reżyser, twórca Teatru Ognia i Papieru, a w latach 1990-93 dyrektor "Pinokia". - Był w tym teatrze od zawsze. Można powiedzieć, że Marek budował ten teatr. W dużym stopniu zawdzięczał "Pinokio" swój charakter jego pracy.

Marek Jaszczak kierował też chórem w Teatrze Nowym w Łodzi w "Zmierzchu" Babla w reż. Jana Bratkowskiego, ale współpracował i z innymi scenami w kraju: Teatrem im. J. Osterwy w Gorzowie Wielkopolskim, Teatrem Lalek w Wałbrzychu, Teatrem Lalki i Aktora im. H. Ch. Andersena w Lublinie.

- Pracował w zasadzie ze wszystkim reżyserami swojego czasu, którzy coś swoją robotą reprezentowali. A pracowało się intensywnie i twórczo - dodaje Grzegorz Kwieciński. - Jego muzyka niosła spore emocje. Marek proponował rozwiązanie, które nie były tak zwaną "watą", tylko budowały dramaturgię przedstawienia. Odpowiadał też za instrumentację, co ma przecież kolosalne znaczenie. On zasługuje na miejsce w polskim parnasie twórców teatralnych. Jego muzyka mogłaby być materiałem dla takich postaci jak Ewa Demarczyk.

- Wspaniale znał się na chórach, był pod tym względem mistrzem. A poza tym świetnie czuł teatr. Wspierał aktora w interpretacji. Napisał dla mnie do wiersza, który na PPA we Wrocławiu muzykę i pomagał w interpretacji - mówi Anna Wdowiak, przez lata aktorka i lalkarz w "Pinokiu", od 22 lat współtworzy z mężem, Włodzimierzem, prywatny łódzki Teatr "Piccolo". - Gdy przyszłam do "Pinokia", był już tam kierownikiem muzycznym. I to on mnie egzaminował.

W latach 1992-2011 Marek Jaszczak był kierownikiem chóru Teatru Wielkiego w Łodzi, gdzie przygotował m.in. takie pozycje jak "Cud, czyli Krakowiacy i Górale" Bogusławskiego w reż. A. Żarneckiego, Holender tułacz" Wagnera i "Faust" Gounoda w reż. W. Zawodzińskiego czy "Ubu Rex" Pendereckiego w reżyserii L. Majewskiego.

- Powiem coś co, być może także ludzie w Teatrze Wielkim pamiętają. Marek przyszedł do Teatru przyszedł z opinią świetnego chórmistrza, ugruntowaną w środowisku muzycznym. Wszyscy, i ta też jako dyrygent chóru, mieliśmy obawy, czy nie przykręci nam śruby, będzie nieracjonalnie windował wymagania - mówi Elżbieta Kwiecień z Katedry Edukacji Muzycznej Akademii Muzycznej w Łodzi. - Ale jako kierownik chóru okazał się człowiekiem bardzo łagodnym, który doceniał zwartość aparatu, instrumentu, jakim jest głos ludzki.

Jak dodaje Elżbieta Kwiecień, Marek Jaszczak jak nikt inny zwracał uwagę na to, że chórzysta musi być wypoczęty, musi się dobrze czuć, by dobrze śpiewać. Charakterystyczne było też, że nigdy nie męczył zespołu dodatkowymi próbami.

- Miał ogromne zaufanie do zespołu i szybko zorientował się jaki jest potencjał chóru - mówi Elżbieta Kwiecień. - Mieliśmy w tamtych czasach bardzo wiele pięknych głosów i w dalszym ciągu tak jest. Bardzo szanował głosy chórzystów, za to go lubiliśmy.
- Był to fachowiec wysokiej klasy, z duża znajomością przedmiotu. I człowiek teatru. Znał repertuar i wiedział, co jest warte przekazania i co chórzysta powinien wiedzieć - dodaje Krzysztof Dyttus, niegdyś tenor, solista Teatru Wielkiego w Łodzi, teraz inspektor chóru TW. - Miał zasady typowe teatralne. Kierował się profesjonalizmem. Był staranny w nauczaniu repertuaru bieżącego. Zawsze wprowadzał w nastrój epoki, by chórzyści rozumieli w jakich czasach dzieje się treść danego dzieła. Działo się to podczas serii uwag: "Wyobraźcie sobie, że w tych czasach..." itd. Jak w danej epoce ludzie mieli horyzonty myślowe i jak żyli i jakie to były czasy.

- Miał ogromne zaufanie do zespołu, ale potrafił egzekwować to co w sferze artystycznej ważne - dodaje Elżbieta Kwiecień. - Jako wieloletni pracownik TW muszę powiedzieć, że żal mi, iż tak szybko odszedł. Żal mi też, że odszedł trochę bez takiego uroczystego pożegnania. Bez oficjalnego docenienia jego zasług w pracy z zespołem.

We wspomnianym przedstawieniu "Krakowiacy i górale" jedną z głównych ról zagrała Anna Wdowiak.

- Grałam Basię, a mąż mój Stacha, tworzyliśmy więc parę amancką. Tylko on mógł sobie z tym poradzić i ówczesny zespół Teatru "Pinokio", który był rozśpiewany. Bardzo dobrzy i zdolni aktorzy byli wtedy w ansamblu, świetnie śpiewający - wspomina Wdowiak.- Był wymagający. Na scenie śpiewaliśmy na pięć głosów. Pół roku ćwiczyliśmy impostację i głos.

Jak mówi Krzysztof Dyttus, wachlarz repertuarowy Marka Jaszczaka był bardzo duży.

- Przygotowywał dziesiątki utworów. Od muzyki polskiej, przez Wagnera, przez całokształt dzieł Pucciniego, Verdiego, Donizettiego. Nie był ukierunkowany na poszczególnych kompozytorów. W każdym potrafił się znaleźć i przekazać, odzwierciedlić to, co w nim najważniejsze - przyznaje Dyttus. - Interesowała go także muzyka współczesna. Pracował przy wykonywaniu wielu utworów choćby Krzysztofa Pendereckiego.

Wraz z zespołem chóru TW przygotował dziesiątki pozycji z wielkiego repertuaru oratoryjno-kantatowego, w tym "Magnificat" Bacha, IX Symfonię Beethovena, "Pory roku" i "Stworzenie świata" Haydna, "Niemieckie Requiem", "Te Deum" i "Siedem bram Jerozolimy" Pendereckiego.

Za swą pracę artystyczną Marek Jaszczak odznaczony był Srebrnym Krzyżem Zasługi i Srebrnym Medalem "Gloria Artis - Zasłużony Kulturze". Dwukrotnie otrzymał Nagrodę Marszałka Województwa Łódzkiego (w 2000 i 2008 roku).

- Współpracowaliśmy także po moim i męża odejściu z Teatru "Pinokio". Marek pisał też muzykę do naszych estradowych występów - mówi Anna Wdowiak. - Był kochany, przyjacielski. To był prawdziwy kumpel. Wspaniały człowiek, bardzo sumienny i pracowity. Nie chodziło mu o pieniądze, ale o to, by efekt był wspaniały. Graliśmy w brydża. Był z niego prawdziwy kosior. Ogrywał wszystkich. Miał do tego głowę. Nie był gadułą czy plotkarzem, raczej trochę zamknięty w sobie. Ale miał gest dla kobiet. I cudownie się śmiał.

Księgarnia Dziennika Łódzkiego: www.ksiegarnia.dzienniklodzki.plKsięgarnia Dziennika Łódzkiego: www.ksiegarnia.dzienniklodzki.plKsięgarnia Dziennika Łódzkiego: www.ksiegarnia.dzienniklodzki.pl

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki