Arcybiskup Konrad Krajewski. W imieniu papieża niesie pomoc biednym

Jowita Łuczak
Polski duchowny Konrad Krajewski, papieski jałmużnik, co wieczór opuszcza wrota Watykanu i rusza na pomoc tym, którzy jej potrzebują. To pogotowie ratunkowe papieża.

Wśród wszystkich dotychczasowych jałmużników papieskich jeden z nich - arcybiskup Konrad Krajewski - okazał się wyjątkowo zaangażowany i oddany ubogim. Włosi mawiają, że wieczorami można go znaleźć w zaułkach włoskiej stolicy wśród kloszardów, którym niesie pomoc. Wymienianie jego wszystkich uczynków zajęłoby wiele stron, warto jednak pamiętać, że wyciąga on do wszystkich chętnie pomocną dłoń.

Papież Franciszek przed nadaniem Konradowi Krajewskiemu tej ważnej funkcji powiedział mu, że absolutnie nie chce widzieć go za swoimi plecami, przy biurku, że chce, by poszedł do ubogich. I tak też czyni. W jednym z wywiadów ks. Konrad przyznał z uśmiechem: "Kiedy mówię papieżowi: »Dziś wieczór wychodzę na miasto«, zawsze istnieje ryzyko, że pójdzie ze mną.

Kiedy mówię papieżowi: 'Dziś wieczór wychodzę na miasto', zawsze istnieje ryzyko, że pójdzie ze mną.

On już taki jest, nie myśli o kłopotach". Duchowny łodzianin jest prawdziwym "przedłużeniem dłoni papieża Franciszka" i z całą pewnością nie jest jałmużnikiem czekającym na biednych, którzy pojawią się pod wrotami Watykanu. On sam ich szuka. Jak mówi, robi to, by przekraczać samego siebie. Pieniądze przeznaczone przez papieża Franciszka na cele pomocy biednym trafiają do wszystkich potrzebujących.

Kim właściwie jest jałmużnik papieski i czym dokładnie się zajmuje? Jest nim bliski papieżowi arcybiskup, który zajmuje się udzielaniem jałmużny w imieniu Ojca Świętego, udzielaniem błogosławieństw papieskich. Oczywiście wszystkie wpływy z tego tytułu przeznaczane są na pomoc ubogim i na pozostałe dzieła papieskiego miłosierdzia.
Ostatnio, z okazji 78. urodzin papież Franciszek podarował bezdomnym z Rzymu kilkaset śpiworów, a ich dystrybucją, w imieniu Ojca Świętego, zajął się właśnie arcybiskup Konrad Krajewski. Arcybiskup Krajewski jeździł wieczorem po Rzymie i rozdawał śpiwory bezdomnym. - To jest prezent dla ciebie od papieża z okazji jego urodzin - usłyszał każdy z obdarowanych.
Wszystkim znana jest również historia o trzech bezdomnych odnalezionych przez arcybiskupa i zaproszonych na śniadanie urodzinowe do papieża Franciszka. Trzej mężczyźni - Polak, Czech i Słowak - wraz ze swoim wiernym towarzyszem życia psem zostali odnalezieni na ulicach Rzymu i zabrani przez jałmużnika do Domu św. Marty, gdzie mogli porozmawiać z papieżem i posilić się wspólnie ze wszystkimi.

Konrad Krajewski urodził się w Łodzi 25 listopada 1963 r. Lata 1982-1988 spędził na nauce w Wyższym Seminarium Duchownym w rodzinnym mieście. W 1988 r. uzyskał magisterium z teologii na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim i przyjął święcenia prezbiteratu z rąk łódzkiego biskupa diecezjalnego Władysława Ziółka.
Kolejnym etapem jego życia była praca duszpasterska, a począwszy od 1990 r., studia na Papieskim Instytucie Liturgicznym "Anselmianum" w Rzymie. Po upływie trzech lat ks. Krajewski podjął studia doktoranckie z teologii ze specjalizacją w dziedzinie liturgiki na Papieskim Uniwersytecie św. Tomasza z Akwinu "Angelicum".
W 1995 r. powrócił do Polski, by pełnić funkcję ceremoniarza abp. Władysława Ziółka. Później Konrad Krajewski znalazł się już w Urzędzie Papieskich Celebracji Liturgicznych, gdzie 12 maja 1999 r. został mianowany papieskim ceremoniarzem. Od tamtej pory był odpowiedzialny za przygotowywanie liturgii, w których przewodniczył sam papież bądź legat sprawujący funkcje w jego imieniu.

Warto zatrzymać się w tym momencie, by przyjrzeć się niezwykłym historiom z życia Krajewskiego, zanim został jałmużnikiem papieskim. Swoimi wspomnieniami podzielił się z nami proboszcz rzymskokatolickiej parafii Najświętszej Eucharystii ks. Andrzej Ścieszko, który poznał Krajewskiego jeszcze w seminarium i mieszkał z nim w jednym pokoju. - Jeździliśmy do rodzinnego domu księdza Konrada. Znaliśmy jego rodziców i brata, który później zginął tragicznie na morzu. Byli dla nas, kleryków, niczym duchowi rodzice. Dzielili się sercem i miłością. To było niezwykle autentyczne - opowiada.

Zmarli już rodzice Krajewskiego byli dla niego wielkim wsparciem. Odeszli zbyt wcześnie, żeby towarzyszyć mu w trakcie święceń w Rzymie, chociaż sam abp Kra-jewski podchodzi do tego ze zrozumieniem i spokojem. - Może to do czegoś było potrzebne, żebym nie miał odniesień do najbliższych, żeby moimi najbliższymi byli ci, którzy są porzuceni, opuszczeni, są w obozach przejściowych, na Lampedusie - mówił podczas jednego z wywiadów.
W trakcie swojej młodości wychowywał się w trzech środowiskach. - Był to oczywiście dom rodzinny Konrada, ale także dwa duchowe ogniska, czyli pielgrzymki na Jasną Górę i Ruch Światło-Życie, czyli oaza. Nasze więzi rozwijały się właśnie w tej oazowo-pielgrzymkowej atmosferze przepełnionej wspólnymi modlitwami, wspólną troską i ewangelizacją - dodaje ks. Andrzej.
Arcybiskup Krajewski był szanowaną postacią w czasie pielgrzymek i do dnia dzisiejszego, pomimo swoich obowiązków w Rzymie, odwiedza w tym celu swoją ojczyznę. Kiedy dowiedział się o czekającej go nominacji na biskupa, przyjechał do Polski na pielgrzymkę na Jasną Górę, traktując ją jako przygotowanie do święceń biskupich. - Chodził z nami jako kleryk i jako ksiądz. Zawsze potrafi wygospodarować czas, by go spędzić w duchu modlitewnym, choć i tak najważniejsze jest to, że po prostu chce - wspomina ks. Ścieszko, szybko dodając, że abp Krajewski był zawsze człowiekiem dynamicznym, twórczym, szukającym, jednocześnie zachowującym swoją tożsamość. - Konrad nie należy do ludzi, którzy lubią poklask, bardzo ceni sobie szczerość i autentyzm. Zawsze wyróżniał się zaangażowaniem, robił wszystko w intencji Ewangelii, w taki sposób, żeby trafić do ludzi.

Emanujący dobrocią arcybiskup zapewne wiele nauk zawdzięcza Janowi Pawłowi II, przy którym spędził siedem lat życia. Jako że do obowiązków ceremoniarzy należy również zajmowanie się ciałem zmarłego papieża, był przy nim nawet w tych dniach. - Czyniłem to przez długie dziewięć dni, czyli do czasu pogrzebu. Tę troskę, ze zrozumiałych powodów, abp Marini powierzył właśnie mnie - mówił Konrad Krajewski. Jan Paweł II był jego prawdziwym mistrzem życia duchowego.
- U boku Jana Pawła II nauczyłem się naprawdę widzieć, jak Chrystus zbliża się i dotyka ludzi. Zdałem sobie sprawę, jak ważne jest wnoszenie Chrystusa między ludzi, jeżeli to możliwe, między cierpiących - mówi w wywiadzie z włoskimi dziennikarzami.
Jest to człowiek o wielkim sercu i widać to na każdym kroku. Tuż po śmierci Jana Pawła II ks. Konrad postanowił spełnić prośbę zmarłego papieża o modlitwę za niego. Rozpoczął więc organizować msze święte za zmarłego Karola Wojtyłę, początkowo celebrowane tuż przy jego grobie w Grotach Watykańskich, a po beatyfikacji - w kaplicy św. Sebastiana w Bazylice św. Piotra. Papieska msza święta odprawiana była w każdy czwartek o godz. 7 rano. Spotykali się na niej mieszkający w Rzymie Polacy, liczni księża, pielgrzymi, świeccy... Tego samego dnia w godzinach popołudniowych ceremoniarz organizował również w swoim mieszkaniu nieszpory dla znajomych, którzy często goszczeni byli również na kolacji.
Wszystkich bliskich, którzy go w tej porze odwiedzali, ks. Konrad nazywa swoją czwartkową rodziną. O kulinarnych pasjach abp. Krajewskiego dowiadujemy się również z wywiadów z ks. Piotrem Turkiem, który nazwał go mistrzem kuchni włoskiej. Wszyscy znajomi ks. Konrada podkreślają jego gościnność i hojność. Nic nie dzieje się przypadkiem i na pewno nie bez powodu to właśnie jemu papież Franciszek powierzył funkcję jałmużnika.

- Odkąd tylko został jałmużnikiem papieskim, stało się to bardziej widoczne, ale on zawsze był hojny, pomocny, wyróżniały go wrażliwość i empatia w stosunku do biednych, robił to zawsze, jeżeli chodzi o tę wrażliwość do osób biednych i pokrzywdzonych - opowiada ks. Andrzej Ścieszko.

Obecny jałmużnik papieski niewątpliwie jest jedną z najbardziej kochanych przez ulice Rzymu osób, nie ulega również wątpliwości, że wyróżnia go niezwykła skromność. Zwrócił on uwagę, by pomimo święceń nie zwracano się do niego "ekscelencjo", prosząc, by w dalszym ciągu zwracano się do niego po imieniu.
Na koniec przytoczmy ciepłe słowa ks. Andrzeja Ścieszki, który myśląc o polskim jałmużniku papieskim, opisuje nam swoje uczucia do ks. Konrada: - Wierny przyjaciel, troskliwy i dla wielu wymagający ojciec. A wymagający dlatego, że największym impulsem w życiu abp. Konrada była i jest miłość. Miłość do Pana Boga, do Kościoła, do człowieka. On ciągle nas uwrażliwia, wypływa z niego wielka dobroć.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na i.pl Portal i.pl