Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wódką toastu się nie wznosi, czyli co wypada, a co nie

Sylwia Hejno
Barbara Smoczyńska
Barbara Smoczyńska Małgorzata Genca
Czy gościom wypada proponować ciapy? Czy wolno wieszać pranie na balkonie? Te błahe dylematy pokazują, jak się zmienia polskie społeczeństwo. Dr Barbara Smoczyńska z UMCS, trener umiejętności psychospołecznych i specjalistka savoir-vivre'u wyjaśnia, co uchodzi, a co nie.

Czym jest kultura osobista, a czym savoir-vivre? Czy te dwa pojęcia można traktować jako synonimy?
W zasadzie tak, kultura osobista dotyczy relacji międzyludzkich, polega na wykazywaniu się dbałością o innych, subtelnością i taktem. Kluczowa jest uważność na drugiego człowieka, czyli branie pod uwagę w swoim życiu innych ludzi. Savoir-vivre jest to po prostu zbiór norm, który dotyczy kultury osobistej.

Czy te normy zmieniają się pod wpływem społecznej praktyki?
Tak, chociaż nie tak szybko jak zmienia się samo społeczeństwo, savoir-vire jest bardziej konserwatywny, a pewne normy zachowują patriarchalny charakter.

Na przykład?
Osobiście irytuje mnie zasada, w myśl której, jeśli na ulicy mijają się pojedyncza osoba i para, to najpierw należy ukłonić się parze. Można tu wyczuć założenie, że para jest czymś pełniejszym, ważniejszym. Poza tym, jeśli jestem osobą znacznie starszą, to nie rozumiem czemu miałabym się pierwsza kłaniać osobom młodszym tylko dlatego, że są parą. Inny przykład dotyczy tego, jak należy sadzać pasażerów w samochodzie. Jeśli kierowca jest zawodowcem, to honorowe miejsce znajduje się na tylnym siedzeniu z prawej strony. Jeśli nie i na przykład jest gospodarzem, wówczas honorowy gość siada obok niego. Jest to także miejsce, które przypada żonie czy kobiecie. Nie natknęłam się natomiast na opis, jak sadzać pasażerów, gdy kierowcą jest kobieta.

Co samochodowy savoir-vivre miałby do powiedzenia o parkowaniu? Na gęsto zabudowanych osiedlach samochody stojące bezpośrednio przed klatkami to norma. O to często wybuchają sąsiedzkie awantury.
Sądzę, że ludzi drażni - zresztą zupełnie słusznie - parkowanie, które uniemożliwia swobodne poruszanie się w obie strony, czy to kobiecie z wózkiem, czy osobie niepełnosprawnej, czy komuś, kto taszczy zakupy. Sama mieszkam w dzielnicy, w której kierowcy parkują na chodnikach i trzeba dokonywać istnych wygibasów, żeby się przemieścić. Sądzę, że to przejaw arogancji kierowców, którzy uważają, że liczą się tylko oni i ich samochody. Doskonale rozumiem powstające teraz ruchy miejskie i protesty pieszych, którzy dopominają się o swoje prawa. Kierowców także powinna obowiązywać uważność na drugą osobę, wszyscy mamy te same potrzeby i mamy prawo do tego, by było nam jednakowo wygodnie.

Chodnik jest zatem dobrem wspólnym, a czy przestrzeń akustyczna także? Obecnie trudno wsiąść do autobusu czy pociągu, żeby nie wysłuchać czyjejś głośnej, prywatnej, telefonicznej rozmowy.
Coś potwornego... Bardzo dużo podróżuję i wysłuchałam niezliczonej ilości cudzych historii, o których nawet nie życzyłam sobie wiedzieć. Niestety, te sytuacje są dowodem pewnej naszej porażki. Teoretycznie telefony komórkowe czy inne sprzęty elektroniczne są obecne w naszym życiu już tak długo, że przestały być synonimem statusu, ale praktycznie wciąż zawłaszczamy sobą tę przestrzeń akustyczną, jakby chcąc powiedzieć: "ja tutaj jestem i jestem bardzo ważny". Nie należy długo i głośno rozmawiać w autobusie, na czas rozmowy wypada wyjść z przedziału w pociągu. Podobna zasada obowiązuje przy słuchaniu muzyki - sprawdźmy, czy słuchawki są szczelne i nie hałasują, albo w restauracji, gdy grupie osób wydaje się, że są w lokalu jedyne.

Choć do niedawna ten problem nie istniał, to konflikt przestrzeni prywatnej i publicznej wkradł się do... prania. Dla jednych wieszanie mokrych rzeczy na balkonie czy w ogródku to zupełnie naturalna sprawa, dla innych to obciach. Czy reguły dobrego wychowania coś tu pomogą?
Niestety nie, ponieważ to zbyt świeży problem. Do tej pory wieszaliśmy pranie na powietrzu i nie było kłopotu, istnieją zresztą całe narody, które robią to z upodobaniem, jak Włosi czy Portugalczycy. Myślę, że dylemat wieszać, czy nie wieszać mokrą bieliznę, bierze się z plebejskiego pochodzenia, po prostu aspirując do wyższej klasy staramy się wymyślić normy, które w tym pomogą. Rozumiem odmienne poczucie estetyki u różnych ludzi, ale podstawową zasadą savoir-vivre'u jest zachowanie zdrowego rozsądku. Nie każdy ma przecież do dyspozycji suszarnię. Z drugiej strony, jeśli mieszkamy w eleganckim apartamentowcu, to możemy pójść na kompromis i osłonić balkon, albo nie wieszać bielizny w pierwszym rzędzie… Sprawa prania to społeczny fenomen, który pokazuje pewne napięcie między tym, czym chcielibyśmy być, a czym jesteśmy. Z mojego punktu widzenia pranie na balkonie to zupełnie błahy problem przy tym, co wyprawiamy w czasie przyjęć.

Boję się zapytać.
Tradycyjne menu to przystawka, zupa, drugie danie, deser, kawa. Tymczasem w Polsce od paru lat kwitnie w najlepsze obyczaj, chyba pod wpływem wesel, że zaczynamy od zupy, następnie jemy drugie danie, potem deser, a na koniec wkraczają czyste talerzyki i przystawki. To odwrócone menu służy temu, żeby ludzie długo siedzieli i pili. Na weselach jest to uzasadnione, trwają one do rana i stół nie może być pusty, natomiast na przyjęciach czy przy innych okazjach naprawdę nie ma powodu, aby prowokować gości do przesiadywania przy alkoholu. Tym bardziej, że wódkę wedle savoir-vivre-u podajemy wyłącznie do przystawki, a już na pewno nie wznosimy nią toastu. Gdy mówię o tym moim studentom, są wstrząśnięci, a zarazem ubawieni. Podobnie zresztą reagują, gdy się dowiadują, że do zupy nie pijemy absolutnie żadnego procentowego trunku. Zamiast spożywać różne alkohole, z obowiązkowymi przerwami między daniami, aby celebrować towarzystwo, umacniamy to słynne, polskie chlanie. Jeśli więc miałabym wybierać co gorsze - suszące się majtki i skarpetki na balkonie czy pijaństwo, to bez wahania wskazałabym na pijaństwo.

Czy koperta z pieniędzmi to elegancki prezent dla państwa młodych? Wydaje się, że to powszechnie obowiązujący trend, choć niektórzy się buntują, szczególnie gdy koperta ma być podpisana…
Osobiście mnie to oburza i wydaje mi się mało subtelne, ale… Koperta na weselu to nasz bardzo silny polski obyczaj, a savoir-vivre mówi, że obyczaje różnych grup czy społeczeństw należy brać pod uwagę. Przez pewien krótki czas zapanowała u nas moda, zaczerpnięta z kultury anglosaskiej, aby robić listę prezentów. Zastanawiam się czemu nie możemy brać przykładu z tych krajów, które wypracowały o wiele bardziej taktowne rozwiązanie niż koperta. Z drugiej strony, przecież nikt nie chce się narazić na ostracyzm, a istnieje silna presja społeczna, aby jednak tę kopertę przynieść. Obawiam się, że jakiekolwiek nawoływania zasad savoir-vivre'u w tej kwestii będą miały tę samą skuteczność, jak nawoływania, aby nie wznosić toastów wódką.

Kolejna oś społecznej niezgody: ciapy. Wygniecione, wymiętoszone, używane przez domowników. Proponować gościom czy nie?
Tutaj opinie się polaryzują, podobnie jak w przypadku prania. Zdjąć buty w porze deszczowej, gdy widzimy biały dywan, to element względu na gospodarzy. Natomiast w sytuacji, gdy nasze obuwie nie zagraża porządkowi, to miło byłoby jednak w butach zostać, zwłaszcza gdy są one elementem stroju. Niewątpliwie pojawiła się niedawno nowa norma, aby nie zdejmować obuwia, choć wielu ludzi uważa to za element kultury i będą się przeciwko niezdejmowaniu buntować. Kapcie natomiast są już problemem czysto higienicznym. Osobiście nie wyobrażam sobie, że ktoś każe mi włożyć nogę w czyjeś wyświechtane, zapocone ciapy. Mimo wszystko i tutaj trzeba wykazać się elastycznością, bo jak na razie nie mamy jednej obowiązującej normy.

Klientka pewnej sieci kin oburzyła się, bo goście podczas seansu pili piwo. Był to film familijny, na sali były rodziny z dziećmi. Gdy nic nie wskórała u obsługi, zawiadomiła prasę. Rzeczniczka sieci wyjaśniła, że piwo można legalnie kupić w barku i wnieść ze sobą. Co Pani na to?
Rozumiem jej oburzenie. Nie wiem na czym polega strategia marketingowa tej sieci, ale nie widzę powodu, aby ci, którzy na piwo nie mają ochoty, musieli wąchać jego zapach, szczególnie podczas filmu dla dzieci. Nie widzę także powodu, żeby w czasie jakichkolwiek seansów czy występów rozpraszać innych swoją konsumpcją czy świecić w ciemności telefonem, żeby sprawdzić maile albo esemesy. Ostatnio byłam na spektaklu w teatrze i przede mną, w pierwszym rzędzie, siedziały osoby, które z absolutną swobodą popijały sobie, jedna coca-colę, druga wodę mineralną.

Skąd się biorą te wszystkie nieporozumienia?
Prawdopodobnie stąd, że wciąż jesteśmy społeczeństwem w transformacji. Przeszliśmy z kultury kolektywistycznej do kultury indywidualistycznej i zapanowało zamieszanie. Kultura indywidualistyczna wyznacza zupełnie inne trendy, jest nastawiona na rywalizację, na to, żeby utrzymać się na powierzchni. Czasem za bardzo bierzemy to sobie do serca, stawiamy nasze cele i potrzeby ponad wszystkim i wszystkimi, przez co tracimy z oczu drugiego człowieka.

Rozmawiała Sylwia Hejno

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na kurierlubelski.pl Kurier Lubelski