Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Słynne Łodzianki. O Katarzynie, która bez dłuta rzeźbiła (cz. 1)

Bohdan Dmochowski
Katarzyna Kobro z córeczką Niką, Łódź, ul. Srebrzyńska, zima 1937-1938. fot. S. Wegner. Ze zbiorów Muzeum Sztuki w Łodzi
Katarzyna Kobro z córeczką Niką, Łódź, ul. Srebrzyńska, zima 1937-1938. fot. S. Wegner. Ze zbiorów Muzeum Sztuki w Łodzi
Nie tylko znawcy awangardowej sztuki znają nazwisko Kobro. Po dodaniu imienia Katarzyna, niemal każdy rozszyfruje, że to o znaną w szerokim świecie łódzką rzeźbiarkę chodzi. Że największa kolekcja jej dzieł znajduje się w Muzeum Sztuki w Łodzi. Że jedna z jej rzeźb eksponowana jest w Centrum Georgesa Pompidou – świątyni sztuki współczesnej o wielkiej renomie. Ale tylko nieliczni znają cenę, jaką ona i jej rodzina za to zapłaciła.

Między damą a chłopczycą

Lato 1924 roku. Dziewczyna oparta biodrami o pomost patrzy na wody Zatoki Ryskiej. Jej głowę opina kapelusz kask w stylu Coco Chanel, ma na sobie kretonową sukienkę z obniżonym stanem, jak nakazywał styl zwany „między damą a chłopczycą”. Pora dnia – bliżej zachodu słońca.

Czego szuka jej wzrok w posiekanej drobną falą toni? Kto nacisnął migawkę aparatu fotograficznego, dzięki czemu przetrwało do naszych czasów zdjęcie Katarzyny Kobro z okresu ryskiego? Czy był to „twórca nowoczesny” Władysław Strzemiński, Polak i oficer carskiej armii potwornie okaleczony w okopach I wojny światowej, którego Katarzyna poślubiła w Rydze w lipcu 1924 roku? Same zagadki. Nie jedyne, bo życiorys Kobro to nie zbiór kartek zapisanych wydarzeniami w chronologicznym porządku. Brakuje w nim wielu stron. Nikt ich nie szukał dopóki żyła i mieszkała na łódzkim osiedlu Mireckiego.

Lojalka za chleb

Szkło powiększające ludzkiej ciekawości skierowano na nią dopiero długie lata po tym, jak w 1951 roku znalazła wieczny spokój na cmentarzu prawosławnym przy ul. Telefonicznej. Później znów wiele wody musiało upłynąć w Jasieniu, zanim powyciągano z magazynów, a następnie skatalogowano jej dorobek rzeźbiarski – i nie tylko rzeźbiarski.

W archiwum Muzeum Sztuki w Łodzi jest jej pisemne upoważnienie z 1945 roku dla dyrekcji tej placówki „do zabrania z mieszkania ob. Mariana i Heleny Federów, zamieszkałych w Łodzi, przy ul. Wyspiańskiego 22a (…) następujących przedmiotów będących moją własnością, a mianowicie: 1. Szamotówki, 2. Naczyń kuchennych /garnki, talerze i.t.p./, 3. Łyżew, 4. Akwarium, 5. i.t.p, i.t.p”.

Ktoś skomentuje to z ironicznym uśmiechem: „sławna rzeźbiarka, a trzęsła się o stare gary”. Uśmiech taki jest nie na miejscu, bo do drzwi rodziny Strzemińskich dobrobyt nigdy nie zapukał. Długimi okresami w ich domu panowała skrajna nędza. To ona – jak się zdaje – skłoniła Kobro do podpisani w czasie wojny „rosyjskiej lojalki”, czego polski patriota Władysław Strzemiński nigdy jej nie wybaczył.. Płynąca z tego korzyść - prawo do dodatkowych racji żywnościowych dla nich i córki Niki, na końcu stała się zgubą, bo rozsadziła z hukiem lub była przyczynkiem tragicznego w konsekwencjach związku Katarzyny z Władysławem.

Poszarpany los

W rzeczy samej nie scheda w postaci kuchni szamotówki i paru łyżek była ważna. Kiedy bowiem łódzki awangardowy reżyser Józef Robakowski i kilkoro innych fascynatów twórczości Katarzyny Kobro jakieś 20 lat temu dało jej rzeźbom drugie życie, okazało się, że pozostało po niej zaledwie 17 prac przestrzennych z metalu i kilka aktów z gipsu. Reszta jej dorobku przepadła, prawdopodobnie gdy Strzemińscy na 9 wojennych miesięcy wyjechali 17 września 1939 roku z Łodzi na przetrwanie do Wilejki Powiatowej. Gdy jesienią 1940 roku cudem uniknąwszy deportacji na Syberię przedostali się z powrotem do Łodzi, ich mieszkanie przedwojenne było już zajęte przez rodzinę Niemców bałtyckich, a rzeźby, obrazy i domowy dobytek marniał po piwnicach i przydomowych graciarniach. Jeśli ocalały jakieś jej prace – to gdzie ich szukać? Poszarpany los rzeźbiarki bez przerwy stawia nowe pytania.

„Detale odnalezione po sześćdziesięciu latach od śmierci artystki to pojedyncze kamyki mozaiki, z których nie da się stworzyć pełnego obrazu” - pisze Marzena Bomanowska we wstępie do swej książki pt. „7 rozmów o Katarzynie Kobro”.

A w bezpośredniej rozmowie dodaje:
- Żałuję, że pomysł na książkę nie przyszedł mi do głowy chociaż pięć lat wcześniej, bo wtedy jeszcze żyło więcej osób, które pamiętały rzeźbiarkę. Jej córkę, Nikę Strzemińską, która pierwsza napisała o Katarzynie Kobro znałam, bo przyjeżdżała do Muzeum Sztuki z okazji dużej wystawy na stulecie urodzin matki. Było to w 1998 roku. Ale jej punkt widzenia to punkt widzenia dziecka, na dodatek postawionego w sytuacji nabrzmiałego konfliktu między rodzicami.

Z Moskwy do Łodzi

Katarzyna Kobro urodziła się 26 stycznia 1898w Moskwie, w rodzinie kupca Mikołaja von Kobro. Katarzyna miała dopiero 19 lat, gdy poznała swego przyszłego męża - inwalidę wojennego, pozbawionego ręki, nogi i ślepego na jedno oko Władysława. Kilka lat po zamążpójściu Rosjanka Kobro ruszyła za mężem Polakiem przez zieloną granicę do Polski. W 1931 roku znaleźli się w Łodzi. Jedyne swe dziecko – Nikę, urodziła gdy miała 38 lat, co w tamtych czasach właściwie było nie do pomyślenia.

Wkrótce potem wybuchła wojna, która wplątała Kobro w skomplikowaną kwestię podwójnej tożsamości. Rzeźbiarka, żeby otrzymywać dodatkowe racje żywności, bez wiedzy męża zadeklarowała przynależność do narodowości rosyjskiej. Po wojnie Strzemiński tej „zdrady polskości” nie mógł jej wybaczyć. Ponoć swą frustrację wyładowywał prymitywnie – podczas awantur bił Kobro kulą do nogi.

Te okropne sceny miały rozgrywać się na oczach kilkuletniej córki Niki. Po latach w książce pt. „Sztuka, miłość i nienawiść”, napisze:

„Do zadawania ciosów służyło mu szczudło. Jego gumową końcówką celnie uderzał w wybrane miejsca. (…) Pamiętam z tamtych lat, a także z późniejszych czasów, posiniaczone plecy, ramiona i głowę matki”.

Narysowany przez ciocię Nikę obraz ojca – kata, oburza Ewę Sapka- Pawliczak, skoligaconą z rodziną Strzemińskich przez swego dziadka Waleriana Strzemińskiego, brata Władysława Strzemińskiego.

- Trochę realności, na litość Boską. Człowiek bez ręki, bez nogi, kiepsko widzący, ledwo utrzymujący równowagę leje kulą, wtedy jeszcze zdrową i silną kobietę. Katarzyna nie była przecież typem kury domowej, była światłą, nowoczesną i jak na tamte czasy wyemancypowaną kobietą. Może to właśnie ona była prowokatorką przez własne zachowanie i Strzemiński po ludzku mógł nie wytrzymać nerwowo, skoro każda rozmowa kończyła się kłótnią lub awanturą. Ale dlaczego zaraz przemoc fizyczna, której w rodzinie Strzemińskich nie było?

Źródło: „7 rozmów o Katarzynie Kobro” - Marzena Bomanowska, Muzeum Sztuki Łódź 2011

W odc. 2 dokończenie, a w nim m.in.: wspomnienia o Kobro z pierwszej i drugiej ręki.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na expressilustrowany.pl Express Ilustrowany