Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Słynne Łodzianki. O Katarzynie, która bez dłuta rzeźbiła (cz. 2)

Bohdan Dmochowski
Muzeum Sztuki w Łodzi może poszczycić się największym zbiorem dzieł Katarzyny Kobro.
Muzeum Sztuki w Łodzi może poszczycić się największym zbiorem dzieł Katarzyny Kobro. Łukasz Kasprzak
Nie tylko znawcy awangardowej sztuki znają nazwisko Kobro. Po dodaniu imienia Katarzyna, niemal każdy łodzianin rozszyfruje, że to o znaną w szerokim świecie łódzką rzeźbiarkę chodzi. Że największa kolekcja jej dzieł znajduje się w Muzeum Sztuki w Łodzi. Że jedna z jej rzeźb eksponowana jest w Centrum Georgesa Pompidou – świątyni sztuki współczesnej o wielkiej renomie. Ale tylko nieliczni znają cenę, jaką ona i jej rodzina za to zapłaciła.

Słynne Łodzianki. O Katarzynie, która bez dłuta rzeźbiła (cz. 1)

Łodzianka z rosyjską duszą

Marzena Bomanowska, która miesiącami podążała tropem bohaterki jej książki „7 rozmów o Katarzynie Kobro” zauważa, że najwięcej bezpośredniej wiedzy o rzeźbiarce ma pan Juliusz Budryn, wyznania prawosławnego. Kiedy jego mama, Anna Budryn była uczennicą, w czasie I wojny, gdy trwałą bitwa łódzka, ewakuowano jej gimnazjum z Łodzi do Moskwy. I w tym gimnazjum jej koleżanką szkolną była Katarzynę Kobro. Prawdopodobnie miały obie po 16 lat. Później Kobro rozpoczęła studia artystyczne w Moskwie, pani Anna przerwała edukację bo musiała zarobkować na utrzymanie rodziny, no i drogi obu nastolatek się rozeszły.

Los tak poprowadził obie kobiety, że spotkały się ponownie przez przypadek w Łodzi. Anna Budryn, w 90 procentach Polka, z domieszką krwi francuskiej i szwedzkiej po prostu tu wróciła, a „uchodnica” Katarzyna przez Moskwę, Wilno, Szczekociny, Żakowice też trafiła do Łodzi i pewnego dnia wpadły na siebie w cerkwi św. Aleksandra Newskiego przy ul. Kilińskiego.
Na nowo nawiązały stosunki towarzyskie, które trwały właściwie do śmierci Katarzyny Kobro. Pan Juliusz jeździł z mamą na osiedle Mireckiego w odwiedziny do rzeźbiarki:

„Miła, serdeczna, taka prawdziwa Rosjanka, duszą i ciałem” - wspomina Katarzynę Kobro.

Pamięta też ją, gdy była ciężko chora na raka, a Strzemiński już z nią nie mieszkał. Nie brakło w tej znajomości wątku sentymentalnego.

„Katarzyna Kobro – wspomina Juliusz Budryn – zawsze trzymała w domu małego pieska, jak zachorowała, nie była w stanie się nim opiekować. Nazywała go Żulik. Wzięliśmy go do siebie. Pamiętam, że gdy kiedyś mama nagotowała na obiad kopytek, piesek wszystko pożarł. Za karę matka zamknęła go w łazience. A on się obraził, z Julianowa pobiegł prosto na Srebrzyńską (pod nr 22a) i trafił z powrotem do Kobro. No ale ona już nie miała siły, leżała w łóżku”.

Wszystko dla Niki

Do dziś trwa spór, kto – Kobro czy Strzemiński ma większy „wkład” w tragiczny koniec ich wielkiej miłości. Tej do siebie i tej wspólnej, do sztuki
- Bolesne piętno na tym związku wypaliły dwie wojny – uważa Marzena Bomanowska. - Najpierw przydarzyło się podczas pierwszej wojny wielkie nieszczęście Strzemińskiemu - stracił rękę, nogę i oślepł na jedno oko. W lazarecie poznał Katarzynę, która pracowała tam ochotniczo. I ten lazaret połączył ich losy na zawsze. Poza tym, to był moment kiedy losami ludzi targały wielkie zawieruchy, jakie spowodowała wojna i rewolucja. Rosja konserwatywnych wartości upadła, a władzę przejęli zrewoltowani komisarze ludowi. Ale z drugiej strony powstał lepszy klimat dla awangardowych twórców. Rzeczy pozytywne pomieszały się z tragicznymi. Zaczęła się ich wędrówka ludów od Moskwy, poprzez Wilno, Szczekociny, Żakowice, a zakończyła w Łodzi.

Zdawało się, że gdy tu wreszcie osiedli we własnym mieszkaniu, że – późno bo późno – ale w 1936 roku zostali rodzicami i będzie długotrwały domowy mir, zdarzyła się kolejna wojna i powrót do kolejnej tułaczki.

Po wojnie Strzemiński miał swój wspaniały moment, kiedy powstawała Państwowa Wyższa Szkoła Plastyczna, a on uczył studentów. Był charyzmatycznym nauczycielem i po latach uczelnię nazwano jego imieniem. Bo Strzemiński, artystą był wyjątkowym. Ale kiedy Włodzimierz Sokorski ogłosił swoją doktrynę o służebnej misji sztuki w socjalistycznym państwie, Strzemiński poszedł w odstawkę. To było kolejne wielkie nieszczęście, jak na taką małą rodzinę.

Rynek dla Kobro

Choć wieść niesie,że Strzemiński wręcz blokował Katarzynie Kobro dostęp do Państwowej Wyższej Szkoły Sztuk Plastycznych (dziś ASP), której był rektorem, nawet gdy już nie mogli na siebie patrzeć wyrażał się o twórczości artystycznej Kobro z najwyższym uznaniem. Los dziwne wyczynia harce. Gdy oboje już nie żyli, rzeźby przestrzenne Kobro dyrekcja Muzeum Sztuki umieściła w sali ekspozycyjnej zaprojektowanej... przez Strzemińskiego. W tym pośmiertnym „pojednaniu” dyrektor MS Andrzej Suchan i Marzena Bomanowska dostrzegają coś symbolicznego i ważnego dla łódzkiej kultury;

- Trzeba pamiętać, że te dramatyczne losy ich rodziny, o których wciąż nie wszystko wiemy sprowadziły ich do Łodzi, a po wtóre Łódź ma Kobro i Strzemińskiemu bardzo wiele do zawdzięczenia, bo to oni wraz z innymi artystami byli inicjatorami stworzenia w latach 30. Międzynarodowej Kolekcji Sztuki Nowoczesnej, zwanej Kolekcją Grupy Ar.

Tradycję i pamięć o Kobro, ale i Strzemińskim pielęgnuje szczególnie troskliwie właśnie Łódź.

Z inicjatywy awangardowych artystów współczesnych od kilkunastu lat jest przyznawana postępowym artystom nagroda im. Katarzyny Kobro, a w budowanym niedaleko dworca Łódź Fabryczna nowym centrum Łodzi powstaje tak zwany Rynek Kobro. A Marzena Bomanowska pamięta mszę w cerkwi św. Aleksandra Newskiego, podczas której arcybiskup prawosławny Szymon powiedział, że w fakcie zaplanowania obok cerkwi Rynku Kobro, jest jakaś sprawiedliwość losu.

Cytaty z: „7 rozmów o Katarzyny Kobro” - Marzena Bomanowska: wyd. Muzeum Sztuki Łódź 2011

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na expressilustrowany.pl Express Ilustrowany