18+

Treść tylko dla pełnoletnich

Kolejna strona może zawierać treści nieodpowiednie dla osób niepełnoletnich. Jeśli chcesz do niej dotrzeć, wybierz niżej odpowiedni przycisk!

Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Bilet do Kina: "Jobs", czyli kariera z jabłkiem [RECECENZJA]

(rs)
materiały dystrybutora
Na początku szef określa go jako geniusza i dupka. Potem potwierdza to metodycznie odsłaniana życiowa droga komputerowego giganta, Steve’a Jobsa.

W filmie opowiadającym o wizjonerze, który nie tylko technologicznie zmienił świat, ale też opanował ludzką wyobraźnię, chciałoby się znaleźć coś niezwykłego, szalonego na miarę bohatera, tymczasem „Jobs” Joshuy Michaela Sterna to sama poprawność. Gdyby to była książka, nie film, byłby słychać szelest przewracanych kartek.
Przebieg biograficznej historii twórcy imperium Apple zaczyna się rewolucyjnym wydarzeniem – sceną prezentacji iPoda.
Jobs idzie korytarzem, w głębi, z portretu patrzy na niego Einstein. Na sali czeka zespół współpracowników. Witają go brawa. Jobs robi wrażenie sympatycznego szefa, który umie doceniać, szanować i dziękować. Za chwilę jednak, gdy czas cofnie się do roku 1974 (by stopniowo dotrzeć do 2002), pokaże, jaki jest naprawdę.
Steve był adoptowanym dzieckiem, nie odnajdował się w collage’u, wiódł hippisowskie życie, chodził boso, uczuciowe związki nie miały dla niego znaczenia, liczyli się tylko ci, z którymi nadawał na tej samej, komputerowej fali. Do szczególnie uczciwych nie należał. Nawet wobec najbliższego współpracownika i współtwórcy sukcesów, Polaka z pochodzenia, Steve Wozniaka (udana rola Josha Gada), nie był w porządku – także rozliczając się z nim finansowo. Trzeba czasu, ciężkich doświadczeń oraz przeraźliwej samotności, żeby założył rodzinę i pogodził się z istnieniem dzieci.
Film jest zapisem wzlotów, upadku i wielkiego powrotu. Jobs nie potrafi działać w zespole, choć to, co robi, wymaga teamu. Ma niewiarygodny zmysł techniczny i biznesowy. Jest instytucją rządzącą się twardymi prawami. Nie uznaje kompromisu. W końcu traci swoje imperium i miejsce w zarządzie. Kiedy wróci, na nowo zbuduje kadry. Działa w myśl zasady: wszystko albo nic.
Jobsa zagrał Ashton Kutcher. Bardzo się stara zbliżyć do wizerunku postaci. Nachylenie sylwetki, chód, spojrzenie – to wszystko starannie podrabia. Nie sposób jednak uznać, że to wielka rola. Tak jak cały film, poprawność, staranie o bliskość z oryginałem, zdecydowały o interpretacji niezwykłej w końcu postaci.
„Jobs” to zgrabnie przykrojona historia kariery w amerykańskim stylu, której odkrywaniu przydałoby się więcej polotu i realizatorskiego rozmachu. (122 min)

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na expressilustrowany.pl Express Ilustrowany