Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Gangsterski Dolny Śląsk. Mafia, spirytus, narkotyki i dyskoteki. Kim byli bossowie półświatka lat 90.?

Justyna Orlik
Justyna Orlik
Dolny Śląsk lat 90. był opanowany przez ludzi, którzy korzystali na transformacji i chcieli szybko dorobić się wielkich pieniędzy w nielegalny sposób. W Zgorzelcu oraz we Wrocławiu działały zorganizowane grupy przestępcze, a ich przywódcy trafili za kratki. Czym zajmowali się bossowie mafii i w których lokalach przebywali? Sprawdź >>>
Dolny Śląsk lat 90. był opanowany przez ludzi, którzy korzystali na transformacji i chcieli szybko dorobić się wielkich pieniędzy w nielegalny sposób. W Zgorzelcu oraz we Wrocławiu działały zorganizowane grupy przestępcze, a ich przywódcy trafili za kratki. Czym zajmowali się bossowie mafii i w których lokalach przebywali? Sprawdź >>>Janusz Wójtowicz, Paweł Relikowski, Marcin Oliva Soto / Polska Press
W latach 90. Polska przechodziła przez okres transformacji ustrojowej, a to tworzyło doskonałe warunki dla rozwoju różnych form przestępczości zorganizowanej. Na Dolnym Śląsku, jak i w innych częściach kraju, działały grupy przestępcze, które zajmowały się kradzieżą, wymuszeniami czy przemytem papierosów oraz spirytusu. We Wrocławiu była to grupa Janusza K. ps. "Kapeć", a w Zgorzelcu Zbigniewa M. ps. "Carrington". Co jeszcze wiemy o "złotych latach 90." dla przestępczości zorganizowanej?

Mroczna historia zgorzeleckiej mafii po upadku PRL-u

Zgorzelec po upadku PRL-u przemienił się w arenę nocnych klubów, przemytu i gangsterskich intryg. Otwarcie granic stworzyło dogodne warunki dla rozkwitu przemytu, a miasto stało się miejscem, gdzie krzyżowały się ścieżki gangów, alkoholu, narkotyków i dużej gotówki.

Funkcjonariusze CBŚP wspólnie z Prokuraturą Krajową wyjaśnili sprawę zaginięcia mężczyzny z 1997 roku. stał się ofiarą gangsterskich porachunków. Na
Funkcjonariusze CBŚP wspólnie z Prokuraturą Krajową wyjaśnili sprawę zaginięcia mężczyzny z 1997 roku. stał się ofiarą gangsterskich porachunków. Na terenie powiatu zgorzeleckiego pracowali nie tylko funkcjonariusze, ale i archeologowie, którzy wspólnie znaleźli ciało ukryte głęboko pod ziemią. Zwłoki przykryte były 6-metrową warstwą ziemi i śmieci. Miały nigdy nie zostać odnalezione. CBŚ

Sojusz między Carringtonem a Lelkiem i początki konfliktu

Zbigniew M., znany jako Carrington, pierwotnie prowadził firmę transportową specjalizującą się w przewozie mebli. W początkach lat dziewięćdziesiątych przekształcił jednak swoją działalność. Zauważył, że na przemycie spirytusu z Włoch i Francji można sporo zarobić i zdecydował się na spółkę z Jackiem B., ps. Lelek. Alkohol przewożony był przez most techniczny w Sękowicach, a następnie rozładowywano go w pobliskich lasach i dystrybuowano na terenie całego kraju.

Konflikt między Carringtonem a Lelkiem narodził się z różnic w podejściu do "biznesu". Carrington dążył do zwiększenia liczby przewozów, podczas gdy Lelek preferował bardziej dyskretne działania. Kulminacyjnym momentem konfliktu był incydent, kiedy Pomyk, współpracownik Leleka, nielegalnie przewiózł tir z alkoholem przez granicę, uszkadzając most i tym samym ujawniając przemytniczą działalność. W rezultacie Carrington odsunął Pomyka, co wywołało eskalację konfliktu między wspólnikami, prowadząc do brutalnych porachunków.

Ile trwałaby wyniszczająca wojna między zwaśnionymi stronami, gdyby nie wpadka na granicy w Sękowicach? Nie wiadomo, ale akcja niemieckich pograniczników
Ile trwałaby wyniszczająca wojna między zwaśnionymi stronami, gdyby nie wpadka na granicy w Sękowicach? Nie wiadomo, ale akcja niemieckich pograniczników zakończyła zgorzeleckie eldorado. Akt oskarżenia objął aż 27 osób, w tym samego "Carringtona" i celników.

Zbigniew M. zdawał sobie sprawę z powagi sytuacji, więc postanowił przeczekać trudne czasy za kratkami. Po wpadce natychmiast współpracował ze śledczymi, ujawniając szczegóły przemytniczej działalności. Kolejni członkowie grupy również przyznawali się do winy, co przyczyniło się do otrzymania przez nich łagodnych wyroków, a niektórzy nawet uniknęli kary.

Proces "Carringtona" przeciągał się, a on sam po dwóch latach opuścił więzienie za kaucją w wysokości 200 tys. zł. Wtedy ślad po nim zaginął. Ponownie zrobiło się o nim głośno rok później, kiedy doznał poważnych obrażeń w wyniku upadku na rowerze. Stracił zdolność mowy i stał się inwalidą. W konsekwencji został ubezwłasnowolniony, a jego proces nigdy już nie miał miejsca. screen YT z kanału "Podejrzani"

Bomby domowej roboty i strzelanina w Leśnej

Carrington miał wsparcie Wołomina i Pruszkowa oraz Nikosia z Gdańska, więc był gotowy na porachunki z byłym wspólnikiem. Tracił na konflikcie zaufanych żołnierzy i podejrzewał Lelka o dwa wcześniejsze zamachy na swoje życie z użyciem broni. Carrington, wsparty przez Wołomin, Pruszków i Nikosia z Gdańska, zaatakował byłego wspólnika. Wynajęci przez niego ludzie strzelali z karabinu do samochodu, którym Lelek podróżował z kierowcą. W odpowiedzi na to wydarzenie, Marek W. skonstruował bombę domowej roboty. Miała być pułapką na Carringtona, ale to on, wykonując zlecenie od Jacka B., poniósł śmierć na miejscu. Na zgorzeleckich ulicach wielokrotnie dochodziło później do kolejnych aktów przemocy, m.in. ostrzelania Białorusinów podróżujących samochodem, znaleziono też ciała Pomyka oraz trzech innych ludzi Lelka w Modrzewiach koło Wlenia. Jacek B. w odwecie podłożył bombę na klatce schodowej w Zawidowie, jednak Carrington przeżył. Ostatnim epizodem krwawych porachunków był incydent w Leśnej, w wyniku którego zginęło pięciu mężczyzn zajmujących się przemytem samochodów, niezwiązanych z "wojną zgorzelecką".

Strzały w tył głowy. Tak wyglądał koniec "wojny zgorzeleckiej"

Walerian K., z pochodzenia Rosjanin, był przekonany, że poruszający się białym Fordem Sierrą planują na niego zamach. Najpierw strzelił do kierowcy, który zginął przy próbie zawrócenia auta, a następnych mężczyzn wywlókł z samochodu i strzelił im w tył głowy. Dopiero po fakcie okazało się, że mężczyźni nie mieli nic wspólnego z trwającymi zatargami między ludźmi Carringtona a Lelka. Walerian K. do dziś odbywa karę w więzieniu.

Niemieccy strażnicy zatrzymali proceder. Bossowie trafili przed wymiar sprawiedliwości

Polscy strażnicy otrzymywali wynagrodzenie od Carringtona i Lelka, niemieckich nie udało się przekupić. To właśnie oni jako pierwsi dostrzegli konwojentów przewożących spirytus w ciężarówkach i zatrzymali przemytników na gorącym uczynku. Ten moment okazał się punktem zwrotnym, gdyż zaczęto sukcesywnie aresztować członków grupy przestępczej, a następnie przedstawiano im zarzuty. Carrington bez sprzeciwu przyznał się do popełnionych czynów i nie protestował wobec wymierzonej kary. Opuścił więzienie po dwóch latach, wpłacając 200 tysięcy złotych kaucji. Nie wiadomo, co mogłoby się stać z szefem zgorzeleckiej mafii, gdyby nie przypadkowy wypadek podczas jazdy rowerem, który spowodował obrażenia jego głowy. Dziś Zbigniew M. jest ubezwłasnowolniony i mieszka z matką. Nigdy więcej nie stanął przed sądem.

Lelek został skazany na 15 lat. Obciążyły go zeznania Ireneusza G., świadka koronnego. Jacek B. opuścił więzienie w 2016 roku, ale już trzy lata później został zatrzymany przez Centralne Biuro Śledcze pod zarzutem kierowania grupą przestępczą, prania brudnych pieniędzy i wyłudzania VAT-u. Prokuratura przesłuchała wówczas łącznie 17 osób i postawiła aż 64 zarzuty. 9 miesięcy temu udzielił wywiadu w "Rozmowach (nie)kontrolowanych", który można obejrzeć w serwisie YouTube:

Wrocławskie gangi. Od ochrony dyskotek do nielegalnych biznesów

Wrocławskie gangi zaczęły swoją działalność od ochrony dyskotek, a w ich szeregi wstępowali: bokserzy, zapaśnicy, judocy i karatecy. Pierwszym etapem było zabezpieczanie "bramek", czyli drzwi przed dyskoteką. Z biegiem czasu, wraz z rozwojem nielegalnych działań, gangi poszerzały swoją działalność. Pojawiły się kasyna, automaty hazardowe w pubach, a nawet agencje towarzyskie.

W miarę rozwoju działalności, gangsterzy zaczęli angażować się w nielegalne przedsięwzięcia, takie jak kradzieże samochodów oraz handel narkotykami. Przejmowali kontrolę nad popularnymi lokalami, takimi jak Pałacyk przy ulicy Kościuszki czy legendarna Reduta przy Piotra Skargi na Wzgórzu Partyzantów. Grupy przestępcze rosły w siłę i przejmowały kontrolę nad miastem.

"Pałacyk" to pierwszy wrocławski klub, który był kontrolowany przez ludzi z wrocławskiej mafii. Jednym z głównych szefów tego miejsca
"Pałacyk" to pierwszy wrocławski klub, który był kontrolowany przez ludzi z wrocławskiej mafii. Jednym z głównych szefów tego miejsca był znany w półświatku Leszek C., były Mistrz Polski w boksie, później bramkarz na dyskotekach. W 2004 roku został skazany na 5 lat więzienia za kierowanie zbrojną grupą przestępczą. Paweł Relikowski / Polska Press

Mistrz Polski w boksie na czele wrocławskiego gangu

Przywódcą jednej z grup stał się Leszek C., były mistrz Polski w boksie, wspierany przez Piotra S. – mistrza świata w teakwondo, oraz Wiesława B. znanego jako "Cygan". Podobnie jak w Zgorzelcu i tu zaczęło dochodzić do konfliktów o pieniądze i władzę. Wkrótce Janusz K., ps. "Kapeć", Grzegorz B. i Maciej B. poszli własną drogą, w której dążyli do podziału kontroli nad miastem, obejmującego bramki, agencje towarzyskie, ochronę automatów do gry oraz miejsca dystrybucji narkotyków.

Konflikt gangów. Do gry weszli Pruszków i Oczko ze Szczecina, ale nie na długo

Wrocław stał się areną walki dla wpływowych gangów, w tym Pruszkowa i legendarnego "Oczko" ze Szczecina. Uzbrojeni po zęby przestępcy pojawili się w Pałacyku i klubie Imperium na Dworcu Świebodzkim. Ostatecznie groźba konfrontacji zbrojnej została zażegnana, a wrocławscy gangsterzy o wpływy w mieście walczyli już tylko ze sobą.

W lipcu 1997 roku "Paralita" został zabity przez "Zająca" przy Jedności Narodowej. Morderca już wcześniej odsiedział wyrok, więc był idealnym kandydatem do zlecenia. "Paralita" przyjaźnił się z Piotrem S., więc pojawiły się sugestie, że zamach mógł być zlecony przez grupę związaną z "Kapciem". Niedługo potem podpalono samochód "Kapcia" i zaczęli ginąć kolejni przestępcy. We wrześniu 1997 roku zginął "Łopuch". "Łoli", który wcześniej został przez niego pobity na dyskotece, poprosił o pomoc w zemście Macieja S., zabójcę z Legii Cudzoziemskiej. Maciej S. przyjechał do Wrocławia, bo myślał, że będzie miał "ręce pełne roboty". Okazało się, że nie jest tak jak sobie wyobrażał i tuż po morderstwie "Łopucha" wyjechał z Dolnego Śląska.

Po skazaniu "Kapcia" oraz jego zaufanych wspólników, Macieja B. i Grzegorza B., na wyroki więzienia za napady, porwania i wymuszenia, na dwa lata w mieście zrobiło się spokojniej. Do czasu. W maju 1999 roku doszło do wielkiej gangsterskiej bójki na wrocławskim Rynku. Po tym incydencie doszło do prób negocjacji i zawarcia pokoju, ale bezskutecznie. Ludzie "Kapcia" zastraszali agencje towarzyskie, ochroniarzy na bramach, a nawet zażądali haraczu od przedsiębiorcy z branży hazardowej, którego interesy chronili ludzie Leszka C.

Konflikt narastał, a bomby zaczęły znów wybuchać pod samochodami. Jesienią 1999 roku na Hubach eksplodował Volkswagen, należący do Andrzeja M., związanego z "Kapciem". W Grudniu przy Dębickiego wybuchła bomba pod autem "Szadoka", jednego z najbliższych współpracowników "Kapcia", a później podpalono samochód Piotra S. Świat przestępczy Wrocławia pogrążony był w chaosie.

Życie uratował mu portfel. Gangsterski świat Wrocławia znalazł się w więzieniu

Najbardziej brutalne wydarzenia miały miejsce w lutym 2000 roku. W popularnej wówczas kręgielni grupa ludzi związanych z Leszkiem C. dokonała brutalnego napadu na "Szadoka". Został pobity i mierzono do niego kilkukrotnie z broni. Szczęśliwie, życie "Szadoka" uratował portfel. Zatrzymał jeden z pocisków, który miał trafić go prosto w serce. W tym samym czasie dochodziło do kolejnych aktów przemocy, a konflikt wrocławskich gangów osiągnął szczyt brutalności. Były kolejne pobicia i pościgi ulicami miasta.

W 2000 r. interweniowała policja, która zatrzymała "Szczenę" za nielegalne posiadanie broni. Dariusz S,. został wkrótce świadkiem koronnym, a po jego zeznaniach zaczęły się aresztowania, które przyczyniły się do rozbicia grupy przestępczej Leszka C. "Kapeć" w wyniku policyjnych działań wyjechał z Wrocławia, ale sprawiedliwość dopadła go kilka lat później. Został zatrzymany i postawiony przed sądem z zarzutem kierowania zbrojną grupą przestępczą. Władzę na krótko przejął "Szadok", który w 2004 roku również został skazany.

Mimo wielu podejrzeń, nigdy nie udało się udowodnić Leszkowi C. udziału w poważnym przestępstwie. Ostatecznie został skazany na 5 lat więzienia, ale po odbyciu połowy kary, odzyskał wolność.

Jak wyglądali i czym zajmowali się poszczególni członkowie mafii? Przygotowaliśmy dla Was galerię zdjęć z przestępczego światka. Zobaczcie, jacy ludzie stali za przestępczością zorganizowaną Dolnego Śląska w latach 90.

ZOBACZ TEŻ:

emisja bez ograniczeń wiekowych

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska