Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Jak wygląda praca ochroniarza w Iraku? [WYWIAD] Dewizą jest: nie ufać obcym!

Rozmawiał Edward Mazurkow
Pasją łodzianina jest doskonalenie umiejętności szturmowania pomieszczeń.
Pasją łodzianina jest doskonalenie umiejętności szturmowania pomieszczeń. Janusz Kubik
Rozmawiamy z Romanem Szymańskim z Łodzi, byłym ochroniarzem w Iraku, pracującym dla amerykańskiej firmy ochrony Reed.


– Jak trafił pan na Bliski Wschód?

– Był to już mój drugi pobyt w Iraku. Wcześniej pojechałem tam jako żołnierz Wojska Polskiego. Gdy wróciłem do kraju, pożegnałem się z armią i wysłałem do Ameryki CV. Już po trzech tygodniach przysłali mi bilet lotniczy do Bagdadu. Kontrakt otrzymałem przez internet. Zaproponowali mi zupełnie przyzwoite wynagrodzenie, adekwatne do podejmowanego ryzyka. Na początek, w przeliczeniu na złotówki, około 35 tysięcy złotych miesięcznie.

– Co miał pan robić?
– Okazało się, że przy moim niezbyt dużym wzroście świetnie nadaję się na tzw. strzelca ogonowego. W Iraku ochroniarze zatrudnieni w firmie, w której znalazłem pracę, pilnowali bezpieczeństwa inżynierów budujących studio telewizyjne w Bagdadzie. Po mieście poruszali się dużymi, opancerzonymi, cywilnymi samochodami. Każdy z nich w bagażniku miał zamontowany karabin maszynowy PK (pulemiot Kałasznikowa). Ja miałem zajmować w aucie pozycję obok operatora PK. Uzbrojony w karabinek AK-47 miałem, wychylając się przez okno, zatrzymywać wszystkie miejscowe samochody jadące za nami w odległości do 100 metrów.

– Pamięta pan swój pierwszy dzień w Bagdadzie?

– Doskonale. Po przyjeździe z lotniska, z którego odebrali mnie pracownicy firmy, zostałem zakwaterowany w pięciogwiazdkowym hotelu w centrum miasta. Przydzielono mnie do drużyny, której dowódcą był barczysty, mocno zbudowany Włoch, były żołnierz jednostek specjalnych RPA. Ten facet, choć ma tylko 175 cm wzrostu, jest niesamowicie skuteczny w walce wręcz. Potrafi bić się z kilkoma przeciwnikami naraz. Jeszcze tego samego dnia zabrał mnie na strzelnicę. Na początek zrobił mi rozgrzewkę i gdy byłem już dobrze zmęczony, dał mi kałacha i kazał strzelać do tarczy w biegu. Wystrzeliłem 15 pocisków. Wszystkie trafiły w cel.

– Gdzie pan pełnił służbę wojskową w kraju?
– Między innymi w 6. Batalionie Desantowo-Szturmowym w Gliwicach i Ośrodku Szkolenia dla Potrzeb Sił Pokojowych ONZ. Dobrze znam angielski. W latach 2001 – 2002 wyjechałem jako saper na misję ONZ do Bośni. Służyłem w patrolu rozminowania.

– Co jest najważniejsze w tej pracy?
– Zachowanie spokoju i zimnej krwi. Ta robota nie wybacza błędów. Jeśli trafi się na coś, przed podjęciem decyzji, co dalej, trzeba kilka razy dokładnie sprawdzić znalezisko. W Bośni przed wejściem do budynku, w którym mieszkaliśmy, wisiała atrapa urwanej w wybuchu miny żołnierskiej nogi. Przypominała, co nam grozi, jeżeli nie będziemy uważać.

– A w Iraku?
– Również największym zagrożeniem były miny pułapki, a także samobójcy nafaszerowani trotylem. Mój kumpel Asi nie miał tyle szczęścia, co ja. Jego auto wpakowało się na minę pułapkę odpaloną przez fotokomórkę. Zginął na miejscu. Jego kolega z konwoju został ranny. Czasami żartuję, że życie w Iraku uratował mi papieros. Podczas jednego z konwojów, gdy jechaliśmy z lotniska do hotelu, zaproponowałem kolegom krótki postój na papierosa. Gdy wypaliliśmy je do połowy, usłyszeliśmy huk i zobaczyliśmy błysk na drodze, którą mieliśmy jechać. Okazało się, że eksplodował ładunek wybuchowy ukryty w krawężniku.

– Jak reaguje człowiek na tego typu zagrożenia?
– Różnie. To zależy od psychiki. Jedni mają rozwolnienie, inni natomiast starają się rozładować stres, dużo ćwicząc fizycznie. Ja godzinami oglądałem telewizję.

– Wychodziliście na spacery po Bagdadzie?
– Ależ skąd. Można było nie wrócić żywym z takiej wycieczki. Naszą dewizą było nie ufać obcym. Kontakty z miejscowymi ograniczyliśmy do niezbędnego minimum. Nasz hotel ochraniali Irakijczycy. W nim nawet kelnerzy chodzili z tetetką za pasem. Dlatego z bronią nie rozstawaliśmy się nawet podczas posiłków. Pełniliśmy też dyżury bojowe.

– Jacy ludzie pracowali w pana firmie w Iraku?

– Międzynarodowe towarzystwo, głównie Amerykanie, Afrykanerzy, Brytyjczycy, Niemcy i Włosi. Byli to zazwyczaj żołnierze jednostek specjalnych i byli funkcjonariusze pododdziałów antyterrorystycznych policji. Zarabiali nawet po 70 tys. zł miesięcznie. Mój dowódca drużyny, z którym do dzisiaj jestem w przyjacielskich relacjach, na Filipinach ma piękny dom i jacht pełnomorski, który czarteruje turystom.

– Nie ciągnie pana znów w świat?
– W Iraku, w firmie Reed, przepracowałem pół roku. Wrażeń nie brakowało. Teraz mam żonę i małe dziecko. Jestem członkiem elitarnego Stowarzyszenia Kombatantów Misji Pokojowych ONZ, a także Grupy Rekonstrukcyjnej „Odwet”. Gdy mam chętkę na większą dawkę adrenaliny, biorę broń na plastikowe kulki i wyruszam z kolegami do starej żwirowni, na „strzelankę”.

Życzenia na DZIEŃ DZIADKA I BABCI. Wierszyki dla babci i dziadka

Wiersze dla babci i dziadka 2015

Zobacz też: Wandal sprayem karze niedzielnych kierowców. "Naucz się parkować!" CNN Newsource/x-news

Wierszyki na Dzień Babci i Dziadka

Księgarnia Expressu Ilustrowanego: www.ksiegarnia.expressilustrowany.plKsięgarnia Expressu Ilustrowanego: www.ksiegarnia.expressilustrowany.plKsięgarnia Expressu Ilustrowanego: www.ksiegarnia.expressilustrowany.pl

Księgarnia Expressu Ilustrowanego: www.ksiegarnia.expressilustrowany.plKsięgarnia Expressu Ilustrowanego: www.ksiegarnia.expressilustrowany.plKsięgarnia Expressu Ilustrowanego: www.ksiegarnia.expressilustrowany.pl

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na expressilustrowany.pl Express Ilustrowany