Justyna Kowalczyk odpadła w ćwierćwinale

Po dniu przerwy Tour de Ski znów ruszył w kierunku Alpe Cermis, który uczestnicy cyklu będą zdobywać 11 stycznia. We wtorek odbyły się sprinty techniką dowolną, co wróżyło spore problemy dla Justyny Kowalczyk, która w tym sezonie ani razu nie zdołała pokonać bariery kwalifikacji.

W szwajcarskim Val Muestair biegaczka AZS AWF Katowice też straciła sporo nerwów. Na trasę wybiegła jako 20. i po minięciu linii mety osiągnęła czas lepszy od dziesięciu rywalek. Wśród tych, które zajmowały miejsce przed Kowalczyk była m.in. Sylwia Jaśkowiec, która pod okiem Aleksandra Wierietielnego zrobiła duże postępy i udowadnia to także na TdS.

I to właśnie biegaczka rodem z Myślenic dość szybko uzyskała pewność, że zmieści się w czołowej trzydziestce, podczas gdy Kowalczyk do końca musiała obserwować kolejne przeciwniczki i zmieniające się przy jej lokacie cyferki.Ostatecznie odliczanie zatrzymało się dokładnie na 30, czyli ostatnim miejscu premiowanym awansem. Firmowy uśmiech Polki mówił sam za siebie: plan został zrealizowany. A ponieważ na drugim biegunie znalazła się Marit Bjoergen, było jasne, że m.in. właśnie z Norweżką przyjdzie Polce zmierzyć się już w ćwierćfinale.

Kowalczyk wystartowała w nim nieco spóźniona, ale na dystansie zaczęła odrabiać straty i wspięła się za plecy Bjoergen. Na ostatniej prostej Polkę wyprzedziła jeszcze Szapowałowa, co oznaczało, że Kowalczyk musiała czekać na wyniki pozostałych biegów.

Po trzech kolejnych biegach (Sylwia Jaśkowiec w swojej próbie zajęła w stawce ostatnią lokatę) wciąż znajdowała się na drugim miejsce wśród szczęśliwych przegranych. Został ostatni start - niestety, Kikkan Randall wykorzystała siłę Norweżek i trzymając się ich na trasie zajęła trzecie miejsce z czasem eliminującym Polkę z dalszych startów.