Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Kogo to Józek nie holował?

Artykuł sponsorowany
W każdym zawodzie są mistrzowie. Tacy jak Józef, choć woli, by zwracać się do niego po prostu Józek. Ma 54 lata. Zajmuje się holowaniem pojazdów w Warszawie. Przyznaje, że odholowywał naprawdę nietuzinkowe auta oraz spotykał na swojej drodze wyjątkowo ekstrawaganckich ludzi. Józek dużo pracuje, choć z pewnością lepiej poznać jego historię niż zostać zmuszoną, bądź zmuszonym do skorzystania z jego usług.

Przedsiębiorczy Sławomir

W rodzinie Józka samochody były od lat. Były nawet wtedy, gdy niewiele było ich gdzie indziej. Ojciec Józka – Sławomir, był przedsiębiorczy na tyle, na ile było to możliwe w czasach PRL. Okazało się, że radzić można było sobie całkiem nieźle. Pan Sławomir dysponował 3 pojazdami, które weszły do wąskiego wachlarzu tych, którzy widzieli jak PRL – owscy dygnitarze byli zmuszeni do posłusznego oczekiwania na nadejście pomocy na środku zamarzniętej drogi.

Momentami awariom ulegały okazałe Wołgi za których kierownicą siedzieli zaufani szoferzy, bo pasażerowie bywali… problematyczni. Józek mówi, że momentami niemiłym klientom ma ochotę doradzić to, czego świadkiem był jego świętej pamięci tato:
- Ojciec opowiadał, że w 1979 roku była – jak to mówią – zima stulecia. Jak przymroziło na dobre to nawet Wołgi tych z KC stanęły. Raz tatko został zawezwany do odholowania nowiutkiej Wołgi. To był model GAZ 24. Rzadko spotykany. Tatko powiadał później, że był to prezent dla wysokiego sekretarza z KC od kogoś ważnego z Moskwy. Nieważne. Jak spotkali kierowcę i pasażerów to się zaczęła dopiero heca. Tatko dygnitarza nie znał, lecz tamten będąc w mocno wskazującym stanie uparł się, że naprawi Wołgę na 30 – sto stopniowym mrozie. Tatko albo "da mu narzędzia, albo nawet gołymi rękoma to zrobi - tymi rękoma". Tatko rzekł mu, że on tylko odholować przyjechał, a szofer starał się uspokoić dygnitarza, mówiąc, że pobiegnie do najbliższej budki zadzwonić po nową limuzynę. Pewnie już nie taką samą. Dygnitarz zastygł na moment i sprawa raptem przybrała zupełnie inny obrót. Dygnitarz stwierdził, że jest sam i skoro nie może liczyć znikąd na prawdziwą pomoc to odjeżdża… Ujął więc niewidzialną kierownicę w dłonie i krzycząc „Jestem samo… jestem samochodem!” oddalił się najprawdopodobniej udając zepsutą na dobre Wołgę. Sytuacja pozwoliła tatce zająć się odholowaniem samochodu, bo szofer pobiegł pokierować dygnitarzem. Wielmożny pan nie mógł przecież kierować w tym stanie - nawet niewidzialnym samochodem. Szofer za to mógł każdym, a zatem pobiegł ile sił w nogach. Tatko odholował Wołgę. Był to sukces.

Józek lubi opowiadać o swoim tatce klientom, dzięki czemu potrafi rozładować napięcie towarzyszące awarii pojazdu. Odholowanie takiego samochodu jak na przykład limuzyna za kilkaset tysięcy złotych to sztuka. Józek zaś sztukmistrzem niewątpliwie jest.

Odholowanie na żądanie

Zdarzają się jednak sytuacje, których Józek wolałby unikać. W Warszawie dzieją się chwilami rzeczy przypominające sprawy rodem z filmowego Archiwum X. Często w tej skali właśnie można mierzyć przejawy ludzkiej bezmyślności. Józek 4 lata temu miał okazję zabłysnąć w mediach, lecz niestety zbyt szybko uwinął się z robotą, by zdążyli przyjechać paparazzi.

Józek historię przedstawia tak:
- Jak nadeszła moda na luksusowe samochody w Warszawie to zacząłem jeździć dla kilku firm, które oferowały najem takich super wózków dla takich, co takiego najmu potrzebowali. Jeden jednak na pewno takowego nie potrzebował, bo na całe szczęście zepsuł się wjeżdżając pod prąd na autostradę. Pruł jednym z tych sportowych za dużą kasę... Do tego się okazało, że jechał nim… Nie powiem kto. Młody był i głupi. Podobno nieszczęśliwie się zakochał. Wstyd mówić z kim. Młodzi by powiedzieli, że miał fart, że do tych z pozoru pięknych aut często potrzebna okazywała się moja laweta. Samochód stanął, bo nie było o niego dbane. Jak o samochód nie jest dbane to jest odholowane. Trudno. Zarabiać na życie trzeba.

Józek tworzy legendę

Józka, choć patrząc na jego doświadczenie wypadałoby powiedzieć - Józefa, śmiało można porównać do zaufanego concierge, który zawsze służy pomocą. Odholuje każde auto, które nie poradzi sobie w Warszawie, bez względu na porę dnia i pogodę. Do tego opowie niejedną historię o sobie albo o tatce. Dociekliwi mogą spróbować odszukać jego firmę w internecie (a o Autobookingu mowa: **https://autobooking.com/pl), bo Józek ostatnio zaczął z niego w wolnych chwilach korzystać.

Jak na początku wspomniano, Józka lepiej poznać z opowieści, a nie z mistrzostwa w jego fachu. Holowanie samochodu to konieczność. Józek to rozumie i jest na posterunku. Firmę rozkręca coraz bardziej.
- Jak sobie przypomnę Żuka, którego tatko prowadził to do tego, co mamy dzisiaj to jest niebo, a ziemia. Samochody też niby o niebo lepsze, a są takie, co nadal się piekielnie psują. Jest przez to robota.

Są też przez to pieniądze. Holowanie samochodu w Warszawie to dosyć kosztowna rozrywka. Pozostańmy lepiej przy opowieściach Józka tutaj. To w końcu kosztuje tyle, co przyjemne spędzenie czasu czytając historie z życia wzięte. Jest ich tyle, że starczyłoby na powieść, wspomnienia, albo biografię.
- Wszystko jest możliwe – śmieje się Józek.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na expressilustrowany.pl Express Ilustrowany