Kiepskie „Nowe oblicze Greya” * Urok Dakoty Johnson pozwala wytrwać przed ekranem * Kończy się trylogia, ale czy aby ktoś nie napisze kolejnej części?
Trzecia część serii może liczyć na zainteresowanie, zwłaszcza, że przedwalentynkowy czas temu sprzyja. Nic to, że do mocno krytycznych ocen poprzednich filmów recenzenci będą musieli dołożyć kolejne. Zasłużone. Grafomańska powieść E. L. James (powstała z inspiracji Sagą „Zmierzch”) w trzeciej ekranowej odsłonie ocieka lukrem. Reżyser James Foley wypreparował wszystko, co mieści się w obiegowych wyobrażeniach na temat oczekiwań zwłaszcza damskiej widowni. Jest welon i biała suknia, Ana adorowana przez ukochanego, do tego nadmiar troski i zazdrość... Piękna pani Grey delikatnie detonuje reakcje Christiana. Powtarza, że kocha i kochać będzie bezwarunkowo, ale potrafi stawiać na swoim.
Każde „nieposłuszeństwo” będzie dla obojga pretekstem do seksualnego rozładowania emocji. Pokój zabaw uzbrojony w erotyczne gadżety tym razem nie jest tylko miejscem uczuciowych eksplozji. Czas na projekcji płynie wyjątkowo wolno. Temperaturę powinien podnieść przynajmniej wątek kryminalny (były szef Any realizuje plan zemsty), ale rozegrany został wyjątkowo niemrawo. To, że udaje się wytrwać przed ekranem jest wyłącznie zasługą, mającej wdzięk i urok, Dakoty Johnson. Jej partner, którego gra Jamie Dornan, nie bardzo wie jak tu się sprawdzić w roli męża, kochanka i przymierzyć do roli ojca. Propozycja tylko dla fanów serii. Oby nie dopisano ciągu dalszego. (101 min).
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?