Pandemia koronawirusa, choć na jakiś czas, przykryła poważne problemy piłkarskiej drużyny ŁKS. Wracamy jednak z wolna do normalności i czas ochronny kończy się, toteż należy już zadawać sternikom klubu z al. Unii trudne i niewygodne pytania.
Już dziś wiadomo, że nie udało się zbudować drużyny, która podejmie skuteczną walkę o utrzymanie w piłkarskiej ekstraklasie. Chętnie usłyszałbym, kto jest winien takiemu stanowi rzeczy. Przed startem sezonu klubowi decydenci z lubością powtarzali, że tworzenie drużyny ŁKS to przemyślany i starannie zaplanowany proces, który musi zakończy się sukcesem.
O ile mnie pamięć nie myli, to Krzysztof Przytuła, dyrektor sportowy ŁKS, zapewniał, że podpisanie kontraktu poprzedza wielomiesięczna obserwacja zawodnika. Każdy taki wybrany piłkarz miał idealnie pasować do koncepcji prowadzenia gry drużyny beniaminka ekstraklasy.
Prezes Tomasz Salski poszedł nawet o krok dalej twierdząc, że łódzki klub wniesie nową jakość do rozgrywek krajowej elity. Nie da się ukryć, wyszło śmiesznie i mało profesjonalnie.
Dwadzieścia siedem mistrzowskich kolejek pokazuje, że kibiców ŁKS karmiono propagandą, a piłkarska rzeczywistość w klubie mocno skrzeczy. Już tylko niepoprawni optymiści wierzą, że ŁKS uda się uratować ekstraklasę.
Ponura diagnozę stawia też nowy szkoleniowiec. Wojciech Stawowy po spotkaniu z Górnikiem Zabrze powiedział: - Miałem podnieść ten zespół, ale to mi się nie udało. To jednak nie wynika z braku umiejętności, czy też chęci. Wielokrotnie mówiłem już wcześniej, że drużyna, która jest na ostatnim miejscu, jest mentalnie w jeszcze większym dołku, niż wskazuje na to tabela. Ale nie poddajemy się. Mamy tydzień do kolejnego spotkania.
"Szpila" i "Tiger" znowu spełniają marzenia
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?