MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Marcin Gortat: W ŁKS utopiłem mnóstwo pieniędzy

(bap)
Marcin Gortat w otoczeniu fanów.
Marcin Gortat w otoczeniu fanów. Maciej Stanik
– Słyszałem o tym, co się stało z moim ŁKS. Ale... nie jestem magikiem, który na pstryknięcie palcem pomoże – mówi wychowanek klubu z al. Unii i jedyny polski koszykarz w NBA, Marcin Gortat.

Jak co roku, latem znów wrócił pan do rodzinnej Łodzi. Jak spędza pan wakacje?
Marcin Gortat (środkowy Phoenix Suns i reprezentacji Polski): – Bardzo pracowicie i dlatego trudno mówić o wakacjach. Do Łodzi zawsze wracam jednak z ogromną przyjemnością. Teraz najwięcej czasu poświęcam przygotowaniom do moich campów, które zaczynamy w niedzielę w Bielsku-Białej, a w przyszłą środę spotkam się z dzieciakami w Łodzi. Oprócz tego codziennie normalnie trenuję, od godziny do trzech.

Odwiedził pan dobrze znaną sobie starą halę przy al. Unii?
– Trenowałem tam rok temu i pewnie znów się na niej pojawię, bo do tego miejsca mam ogromny sentyment. Na razie często biegam po parku Julianowskim, w Parku 3 Maja, trenuję w hali parkowej i w siłowni na Bałutach. Zmieniam miejsca, bo po kontuzji potrzebuję różnego rodzaju ćwiczeń, które pozwolą mi wrócić do pełnej formy.

Kontuzja stopy już wyleczona?
– Tak, rehabilitacja już za mną. Miesiące bez normalnego reżimu treningowego były dla mnie bardzo ciężkie. Cały czas tęskniłem za grą, za boiskiem. Na szczęście wróciłem do normalnych zajęć i z tygodnia na tydzień podkręcam tempo.

Pewnie miał pan dużo czasu, by podsumować sezon.
– Niestety, zanotowaliśmy jeden z najgorszych sezonów. Było mnóstwo problemów w szatni Suns i poza nią. Do tego kontuzja, która po raz pierwszy wyeliminowała mnie na tak długo. Nie ma już sensu rozdrapywać ran. Dużo nauczyłem się nie tylko pod względem sportowym, ale i mentalnym.

W Phoenix wiele się zmienia. Jest pan bliżej zostania w tej drużynie czy raczej jej opuszczenia?
– Póki co jestem zawodnikiem Suns, ale nie wiem jak długo. NBA to ogromny biznes i nie wszystko zależy ode mnie. Klub pozyskał w drafcie ukraińskiego środkowego Aleksa Lena. Nie zamierzam oddawać mu miejsca, ale liczę się z tym, że godziny czy dni mogą dzielić mnie od wymiany.

Teraz najważniejsza będzie jednak reprezentacja i przygotowania do wrześniowych mistrzostw Europy.
– Tak, będę na zgrupowaniu od pierwszego dnia. Nie po to przyjeżdżałem na eliminacje rok temu, by teraz ominąć najważniejszą imprezę. Byłoby to nie w porządku w stosunku do kibiców i kolegów z drużyny.
Przy okazji wizyty na kortach MKT Łódź miał pan okazję spotkać się z Jerzym Janowiczem. Wcześniej miał mu pan coś wyjaśnić.
– Musiałem go przeprosić za moje zachowanie sprzed trzech lat, kiedy grałem w Gdańsku w tenisa z deblistami Matkowskim i Fyrstenbergiem. Rano w hotelu podszedł do mnie Jurek, przedstawił się, chwilę porozmawialiśmy, ale ja powiedziałem, że nie mam czasu, bo muszę iść na śniadanie. Obawiałem się, że teraz on nie będzie miał czasu dla mnie. Dzisiaj on jest gwiazdą, jestem z niego dumny, bardzo mu kibicuję. Uwielbiam jego zaciętość i taką boiskową arogancję.

Słyszał pan o sytuacji ŁKS? Seniorskiej koszykówki nie ma już od roku, piłkarze wycofali się z rozgrywek I ligi.
– Słyszałem o tym, co się stało w moim klubie. Ale... nie jestem magikiem, który na pstryknięcie palcem pomoże. Mówi to osoba, która utopiła w ten klub mnóstwo pieniędzy. To przykre, ale nie ma innej opcji niż początek od zera. Ten, kto był ełkaesiakiem, pozostanie nim na zawsze.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na expressilustrowany.pl Express Ilustrowany