Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Nie chcesz narzekać? Idź na wybory!

Mirosław Malinowski
Hubert Horbaczewski
Hubert Horbaczewski Grzegorz Gałasiński
Rozmawiamy z dr. Hubertem Horbaczewskim, politologiem z Wydziału Studiów Międzynarodowych i Politologicznych Uniwersytetu Łódzkiego.

– Dlaczego warto głosować w wyborach samorządowych?
– Moim zdaniem są dwa podstawowe powody. Pierwszy – najważniejszy – to to, że udział w wyborach pozwala tworzyć społeczeństwo obywatelskie, a wybory lokalne są szczególnie ważne, bo są bliskie miejscu, w którym żyjemy, które nas bezpośrednio otacza i obchodzi. Dlatego zdumiewające jest, że w wyborach na prezydenta Polski frekwencja wynosi około 40 procent, a w wyborach lokalnych – 20.

– Powinno być odwrotnie?
– Tak, w społeczeństwie obywatelskim powinno być właśnie na odwrót! Przecież powinno nas obchodzić przede wszystkim to, co się dzieje blisko nas, a na ten temat są wybory lokalne.

– To dlaczego tak się dzieje?
– Bo jest coś takiego, jak mentalność kibola w rzeczywistości politycznej. Lubimy się pokazywać z szalikiem klubu – szyldem partyjnym, a na lokalnej scenie jest to trudniejsze, bo tu są zwykle kandydaci mniej znani, słabo rozpoznawalni. To też jest wina kandydatów lokalnych, że się nie dają poznać bliżej. Ja nie rozumiem, dlaczego tak rzadko korzystają z możliwości marketingu bezpośredniego – nie chodzą od drzwi do drzwi. W czasie kampanii można w ten sposób dotrzeć do każdego wyborcy w okręgu – to tylko 30 mieszkań dziennie.

– A jaki jest drugi powód, dla którego wybory samorządowe są ważne?
– Zgodziliśmy się na pewną grę z politykami, która polega na tym, że większość ludzi głosuje, choć nie wierzy, iż dany polityk zrealizuje swoje obietnice wyborcze. A wybory lokalne pozwalają na większą kontrolę nad realizacją tych obietnic. Ja zawsze powtarzam: jeżeli nie brałeś udziału w wyborach, nie masz prawa narzekać. To udział w demokracji daje prawo do narzekania. Jeśli chcesz mieć prawo do narzekania na polityków – a Polacy lubią ponarzekać – to zagłosuj, by to prawo moralne mieć.

– Może ludzie nie głosują, bo nie wierzą, że ich głos coś zmieni?
– Mitem jest to, że istnieją w demokracji głosy zmarnowane – te, które mają być oddane na ugrupowania niemające arytmetycznych szans na zwycięstwo czy na współuczestnictwo we władzy. Tego typu myślenie lansują duże ugrupowania polityczne, bo to jest dla nich korzystne i sprawia, iż układ polityczny się betonuje i trudno go zmienić. Natomiast jeżeli faktycznie podejmiemy ten trud i zagłosujemy zgodnie ze swoim sumieniem, to żaden układ polityczny nie będzie się w stanie zabetonować. I to trzeba zacząć właśnie od samorządu – to jest właściwa kolejność, by budować obywatelską demokrację.

– Czy ugrupowaniom politycznym zależy na podniesieniu frekwencji? I co mogą zrobić łódzcy politycy, by za 9 dni frekwencja nie była na poziomie 30 procent, ale wyższa?
– Obawiam się, że tym razem nie będzie to 30 procent, a bliżej 20. Jestem przekonany, że mniejsze ugrupowania będą zainteresowane, by podnieść frekwencję – w tym celu muszą zmobilizować niezadowolonych. Często sposobem na to jest bardzo agresywna kampania negatywna. Tyle że w ten sposób kształtowany jest obraz sceny politycznej jako areny gladiatorów, na którą wychodzą i się „wyżynają”. Jeden zostaje zwycięzcą, a reszta w kałuży krwi zostaje na arenie. Dla większości ludzi taka gra jest nie do zaakceptowania – uważają, że taka jest polityka i właśnie dlatego nie chcą w niej uczestniczyć. Duże ugrupowania nie mają rzeczywiście interesu w podnoszeniu frekwencji. Ale przez to właśnie w wyborach samorządowych jest szansa, by wspierać te ugrupowania, które nie upartyjniają samorządu. Sukcesy odnoszą ci prezydenci, który odcięli się od swoich partyjnych korzeni, tak jest na przykład w Poznaniu, Gdyni, Krakowie, Wrocławiu, Katowicach.

– W Łodzi w ostatnich trzech kadencjach prezydent najczęściej nie miał poparcia większości Rady Miejskiej. Czy to jest dobre dla miasta?
– Nie ma złotego środka. Rada w opozycji utrudnia zarządzanie miastem, ale jej funkcja kontrolna jest bardzo ważna, bo każda władza ma tendencje do wynaturzeń. Rada ma pilnować, by one nie wystąpiły. Ideałem jest, gdy i prezydent, i rada są odpartyjnione – wtedy można by ufać, że radni będą rzeczywiście dbać o interes mieszkańców. Ale obecnie rada jest upartyjniona i głosowania są prowadzone po linii podziałów na centralnej scenie partyjnej, a nie po linii tego, czy jest to dobre dla Łodzi.

– Władza wybrana przy frekwencji 20 procent ma taką samą ważność, jak przy frekwencji 60 proc. Czy więc istotne jest, ile ludzi odda głosy?
– Przy frekwencji 20 proc. w I turze, gdy urzędujący prezydent otrzymuje 30 proc. głosów, oznacza to, że popiera go zaledwie 7 proc. mieszkańców. Z praktycznego punktu widzenia silny mandat oznacza, że trudniejsze jest odwołanie prezydenta w wyniku referendum. A słaby prezydent cały czas jest pod presją tych, którzy mogą podjąć próbę odwołania go. Łatwiej jest silnemu prezydentowi przekonywać Radę Miejską do swoich racji, łatwiej jest wymuszać pewne decyzje związane z zarządzaniem miastem. Prezydent z silnym mandatem może łatwiej podejmować negocjacje z władzami centralnymi w sprawie pozyskiwania funduszy na rozwój miasta.

– A druga tura wyborów prezydenta czy burmistrza miasta to rzecz pożądana dla kształtowania społeczeństwa obywatelskiego, czy lepiej jej uniknąć?
– Bez wątpienia prezydent wybrany w pierwszej turze ma mocniejszy mandat, bo w drugiej turze wygrywający jest wybierany jako mniejsze zło. Frekwencja co prawda w drugiej turze jest większa, ale wynika to z tego, że jest to już plebiscyt.

– A co pan sądzi na temat pomysłu ograniczenia możliwości sprawowania funkcji przez głowę miasta do dwóch kadencji?
– Uważam, że na poziomie lokalnym ciągłość władzy jest wartością. Możliwość realizowania długofalowych koncepcji wymaga czasu, szczególnie w dużych miastach.

– A może skopiować rozwiązania z innych krajów i wprowadzić obowiązek głosowania? I karę finansową za brak udziału w wyborach?
– Znając polską naturę skłonną do anarchii, to można się spodziewać, że większość Polaków poszłaby do wyborów, po czym wrzucała kartki z obelżywymi tekstami dotyczącymi rzeczywistości politycznej. To też byłby sygnał dla polityków – uważajcie, bo nie jesteście dobrze postrzegani.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na expressilustrowany.pl Express Ilustrowany