Porażka we Wrocławiu (1:3) była bolesna, ale pan nie musi spuszczać głowy. Najmłodszy w defensywie, okazał się tym najlepszym...
Patryk Stępiński (obrońca Widzewa): – Nawet jeśli tak było, to marne pocieszenie. Lepiej zbierać pochwały po wygranym meczu, a nie po takim, w którym traci się trzy gole. Ale przegrywamy i wygrywamy jako cała drużyna.
Co zdecydowało o wysokiej porażce w meczu ze Śląskiem?
– Nie zagraliśmy tak, jak sobie mówiliśmy w szatni. Na boisku brakowało asekuracji i między nami robiły się zbyt duże odległości. To było przyczyną strat dwóch pierwszych goli.
Te błędy można wyeliminować?
– Oczywiście, że tak i musimy to zrobić, jak najszybciej. Ale po to trenujemy i trener wytyka nam wszystkie mankamenty w grze, żeby się ich wystrzegać. W kolejnych spotkaniach nie tylko może, ale musi być lepiej.
W marcu zadebiutował pan w ekstraklasie, a teraz wygląda na to, że wywalczył pan sobie stałe miejsce w jedenastce.
– Nie można powiedzieć, że mam stałe miejsce. Na razie zagrałem w czterech meczach. Rywalizacja w zespole jest duża i wcale nie czuję się pewniakiem przed kolejnym spotkaniem.
Na głębokiej wodzie pan nie utonął. Duża jest różnica między młodzieżowymi rozgrywkami a ekstraklasą?
– Na pewno tak. Ale miałem trochę ułatwione zadanie, bo w wejściu do dorosłej piłki pomogły mi występy w reprezentacji Polski, gdzie mogliśmy konfrontować się z rówieśnikami z innych krajów. Bardzo dużo dały mi też treningi z pierwszą drużyną Widzewa.
Czym więc różni się piłka juniorska i dorosła?
– Więcej jest szczegółów taktycznych, ale przede wszystkim większe są wymagania fizyczne – wytrzymałościowe i motoryczne.
Po odejściu Thomasa Phibela i Łukasza Brozia ma się pan od kogo uczyć?
– Mam, przecież nie wszyscy odeszli, a już są w klubie ich następcy. Poza tym przyszedł czas, żeby korzystać z tego, co się nauczyłem dzięki treningom z pierwszą drużyną. Na debiut w ekstraklasie czekałem półtora roku, ale dzięki temu dziś czuję się w niej pewniej.
Kto się panu dał najbardziej we znaki w meczach ekstraklasy?
– Na razie nie było takiego meczu, po którym mógłbym powiedzieć, że mnie wkręcił w ziemię. Może dobrze, że nie grałem w pierwszym meczu z Legią, bo pewnie bym tak nie mówił.
I chyba dobrze, że w sobotę z Jagiellonią do Łodzi nie przyjedzie już Tomasz Frankowski?
– To prawda. Dla obrońców to był niewygodny napastnik. Nie ze względu na warunki fizyczne, ale spryt. Trzeba go było uważnie pilnować, bo potrafił wykorzystać każdą chwilę nieuwagi.
Jak więc ograć Jagiellonię?
– Przede wszystkim musimy zachować czyste konto. Jeśli uda nam się nie stracić gola, to jestem przekonany, że Eduards Visniakovs coś strzeli i wreszcie wygramy.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?
Plotki, sensacje i ciekawostki z życia gwiazd - czytaj dalej na ShowNews.pl
- Ewa Wachowicz pokazała dorosłą córkę. Trudno oderwać wzrok od ich stóp
- Jan A.P. Kaczmarek nie żyje. By go ratować, córka wyprzedawała majątek
- Rozwiódł się z matką swoich synów. Aktor przyłapany na czułościach z nową ukochaną
- Zieliński zapomniał o synu? Gorzkie słowa syna muzyka po śmierci ukochanego wujka