Dwudziestokilkuletnia „Natalka”, korpulentna szatynka o pucołowatej twarzy i mocno wymalowanych ustach, i „Elżbieta”, weteranka w swoim fachu, na wybiegu przed ŁDK pojawiają się po godz. 14. Kobiety przez chwilę rozmawiają z koleżanką, która buja się tam już od godziny, gdy na ul. Sienkiewicza pojawia się siwy, sześćdziesięciokilkuletni mężczyzna.
Kilka minut wcześniej wysiadł z autobusu linii 57 na pobliskim przystanku. Bez słowa podchodzi do „Natalki”, która na jego widok stara się przykryć sporej już wielkości ciążowy brzuszek niebieską bluzą.
Mężczyźnie wyraźnie nie przeszkadza stan partnerki. Uzgadnia warunki finansowe i wolnym krokiem odchodzi z nią w stronę pobliskich kamienic. Po około 40 minutach „Natalka” ponownie melduje się na „pigalaku”. Tego dnia zaliczy jeszcze kilku klientów.
– Ona to ma branie. Ja stoję tu już ponad godzinę i jeszcze nikt mi się nie trafił – narzeka pięćdziesięcioletnia „Bożena”, którą pytamy o jej młodszą znajomą.
„Bożena” lata świetności ma już dawno za sobą. Klientów stara się zachęcić niską ceną seksusług. Seks oralny w jej wykonaniu kosztuje 40 zł, a bez gumki o dziesięć złotych drożej.
– To ceny wstępne. Zawsze jednak możemy się dogadać – zachęca.
Czytaj, ZOBACZ ZDJĘCIA na kolejnych slajdach
„Bożena” pracuje tylko w dzień. W odróżnieniu od innych koleżanek ma w pobliżu „pigalaka” mieszkanie, w którym bez skrępowania można sfinalizować zawartą z nią umowę.
„Anka” uchodzi za gwiazdę wśród dziewczyn pracujących na „pigalaku” przed ŁDK. Ma zgrabną, szczupłą figurę, duże brązowe oczy i ufarbowane na blond włosy. Ubiera się w obcisłe krótkie getry, pod które obowiązkowo zakłada rajstopy.
– U mnie seks kosztuje 50 zł i 60 zł, a jeśli chcesz bez gumki, musisz dopłacić. Płatne góry – mówi.
Czytaj, ZOBACZ ZDJĘCIA na kolejnych slajdach
„Natalka” przykrywała bluzą ciążowy brzuszek.
Czytaj, ZOBACZ ZDJĘCIA na kolejnych slajdach
– Cenę możemy negocjować – mówi „Bożena” w rozmowie z klientem.
„Anka” ma trzydzieści cztery lata i to o nią często pytają zmotoryzowani klienci. Wśród nich jest m.in. właściciel lexusa na łódzkich numerach rejestracyjnych. Na „pigalaku” pojawiają się jeszcze inne dziewczyny, m.in. matka z córką. Niektóre panie przywożone są do pracy samochodami przez swoich... konkubentów.
– One chyba już na stałe zadomowiły się przed naszym domem kultury. Nie można im jednak zabronić wystawania na chodniku i w podcieniach. Są stałymi gośćmi w naszej kawiarni. Tam często korzystają z toalety – mówi pracownica ŁDK.
Czytaj, ZOBACZ ZDJĘCIA na kolejnych slajdach