Kochany przez publiczność na całym świecie Robin Williams, amerykański aktor i komik, zjawił się w łódzkim Grand Hotelu 12 października 1997 roku. Stąd wyruszał na plan filmu „Jakub Kłamca” w reżyserii Petera Kassovitza do Piotrkowa Trybunalskiego, gdzie kręcono finałową scenę egzekucji na terenach dawnego getta.
Aktor grał rolę tytułowego bohatera - Jakoba Heyma, właściciela małej kawiarenki przebywającego w gettcie, dzięki któremu jego mieszkańcy odzyskiwali nadzieję na przetrwanie, dowiadując się o klęskach wojsk niemieckich. Podziwiając Rynek Trybunalski, stare kamieniczki ulicy Starowarszawskiej, aktor myślał, że jest to scenografia, filmowe miasteczko.
Przez dwa tygodnie przyjeżdżał na plan filmowy z Łodzi czarnym mercedesem, ubrany w szarą bluzę i czarną koszulę, chętnie pozując do zdjęć. Skromny, uśmiechnięty, chętnie rozdawał autografy podczas spacerów z żoną po Starym Mieście. Na konferencji prasowej z dużą wprawą chwycił w rękawicę piłkę do gry w baseball rzuconą przez dziennikarza. Był wiernym kibicem i przyjacielem zespołu Clevland.
Zdobywca Oscara i czterech Złotych Globów do zdjęć przygotowywał się w dużej przyczepie campingowej i w miasteczku namiotowym, gdzie była garderoba i bufet. W finałowej scenie egzekucji brało udział 400 statystów. Robin w Piotrkowie nie przypominał człowieka, który w latach 70. i 80. był uzależniony od kokainy. Był już po kuracjach odwykowych, ale cierpiał z powodu depresji, która - jak się później okazało - pokonała wielką gwiazdę kina.