Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Sebastian Zieleniecki: Jeszcze się ze mną trochę pomęczą w Widzewie

(bart)
Sebastian Zieleniecki jest kapitanem Widzewa
Sebastian Zieleniecki jest kapitanem Widzewa łukasz kasprzak
Sebastian Zieleniecki jest piłkarzem, bez którego trudno dzisiaj wyobrazić sobie Widzew. Kapitan łodzian jest optymistą przed rundą wiosenną.

To właśnie 23-letni Zieleniecki jest jednym z naprawdę niewielu zawodników, którzy zagrali w każdym z siedemnastu spotkań rundy jesiennej trzeciej ligi i to w pełnym wymiarze czasowym.

Jeszcze niedawno było sporo takich, którzy kwestionowali przydatność tego środkowego obrońcy w Łodzi. Chociażby wówczas, kiedy leczył poważną kontuzję. Na szczęście to się zmieniło i obecnie ciężko już znaleźć kogokolwiek, kto podważałby zasadność gry Zielenieckiego w zespole prowadzonym przez trenera Franciszka Smudę. Widać zresztą, że były selekcjoner reprezentacji Polski darzy defensora sporym zaufaniem, w końcu to właśnie jemu powierzył w październiku prestiżową kapitańską opaskę (Sebastian przejął ją od bramkarza Patryka Wolańskiego).

W sparingu z Bronią nie straciliście gola. To ważne chyba dla każdego defensora...
- Trudno, żeby było inaczej. Takie mecze zawsze cementują obrońców i dodają pewności siebie oraz wiary w swoje możliwości. A zapewniam, że to się przydaje. Oczywiście mamy świadomość, że powinniśmy wygrać znacznie wyżej. Nie powiśmy zapominać o tym, że w starciach o punkty nie będziemy już mogli pozwolić sobie na taką niefrasobliwość. Wypada liczyć na to, że teraz nie wpada, ale w lidze będzie już wpadać. Myślę, że powoli łapiemy tę wymarzoną świeżość. Ja pod względem fizycznym czuję się coraz lepiej. Jedyne co musimy poprawić, to skuteczność. Teraz nie wpada, ale w lidze musi.
Myślicie już o pierwszym wiosennym meczu?
- Jasne, że tak. W pewnym sensie nie możemy się go już doczekać. Jestem pewien, że każdy z chłopaków w drużynie potwierdzi moje słowa. Oby tylko murawa nam nie przeszkadzała, choć akurat na to nie mamy najmniejszego wpływu.
Cel Widzewa jest chyba jasny...
- Awans do drugiej ligi. Nie owijajmy w bawełnę. Nie przemawia przeze mnie buta i zarozumiałość, ale po prostu nie widzę innej możliwości. Gdyby nam się to nie udało w tym sezonie, należałoby się chyba zastanowić, czy wybraliśmy właściwy zawód. Mamy stratę do Sokoła Aleksandrów, ale tak szybko, jak będzie to możliwe, postaramy się ją zniwelować. A później trzeba konsekwentnie robić swoje i powiększać przewagę.
Obserwujecie swoich rywali. Kogo z nich uważa pan za najgroźniejszego?
- Sami jesteśmy dla siebie najgroźniejsi. Żeby było jasne - chciałbym zapewnić, że nikogo nie lekceważę. Ale historia ostatnich kilkunastu miesięcy wyraźnie pokazuje, że od naszej postawy zależy najwięcej.
Jak to jest z kibicami? Pomagają czy czasem przeszkadzają? Niektórzy mówią o wielkiej presji z ich strony...
- Na pewno nie ja. Nasi kibice są ewenementem na skalę światową. Jak się gra w takim klubie, jak Widzew, to nie sposób uciec od coraz wyższych wymagań i presji. Niemal wszyscy zazdroszczą nam tak oddanych fanów, bijących kolejne rekordy w sprzedaży karnetów. Wierzę, że cały czas będą nas głośno wspierać. Nie wybrażam sobie, żebyśmy wiosną mieli doznać w Łodzi porażki.
Wiosną zanosi się na twardą rywalizację o miejsce w wyjściowej jedenastce. Czy czuje się pan pewniakiem?
- Akurat u trenera Franciszka Smudy takie podejście może okazać się zgubne, ja o tym nie zapominam. Ze swojej strony staram się po prostu robić wszystko, jak najlepiej potrafię. Tylko wtedy będę miał czyste sumienie i powiem sobie, że uczyniłem, co się da, żeby grać.
Jest pan zadowolony z miejsca, w którym pan teraz jest, w tym momencie sportowej kariery?
- Nie na wszystko mamy w życiu wpływ, ale ja nie narzekam. Jestem bardzo ambitnym facetem, a występuję przecież w klubie z ogromnymi ambicjami, który nie zadowala się przeciętnością. Jesz-cze się ze mną trochę pomęczą w Widzewie. Przecież nie po to przedłużałem kontrakt do końca sezonu 2019/2020, żeby teraz zawracać sobie głowę szukaniem innego pracodawcy. Nowa umowa jest niesamowitym bodźcem do jeszcze cięższej pracy.
Co więc chciałby pan osiągnąć jako kapitan drużyny z al. Piłsudskiego?
- Przede wszystkim wyrwać się raz na zawsze z III ligi. Zgadzam się z tymi, którzy twierdzą, że w wyższej klasie rozgrywkowej, nieco paradoksalnie, powinno nam być znacznie łatwiej. Krok po kroku musimy robić swoje. Nie może nam zabraknąć cierpliwości i konsekwencji. A wtedy, kto wie dokąd dotrzemy.
Na mistrzostwa świata w Rosji raczej nie dostanie pan powołania od Adama Nawałki...
- Nie dostanę. Zapewne podobnie jak każdy inny zawodnik z III ligi. Jednak mam jeszcze sporo lat gry w piłkę. A w futbolu wszystko może się zdarzyć. Pokory mi nie brakuje, wiem, w jakim miejscu się znajduję. Ale nikomu nie można odebrać marzeń.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Sebastian Zieleniecki: Jeszcze się ze mną trochę pomęczą w Widzewie - Express Ilustrowany

Wróć na expressilustrowany.pl Express Ilustrowany