W akcji ratowniczej wzięli udział ci funkcjonariusze, którzy na co dzień walczą z ogniem w jednostkach gaśniczych nr 1, 9, 10 oraz z Komendy Wojewódzkiej Straży Pożarnej.
- W stolicy Libanu po wybuchu trzech tysięcy ton saletry amonowej cała dzielnica portowa została zrównana z ziemią – opowiada Aleksander Mirowski, starszy kapitan, Oficer ds. Rozpoznania uczestniczący w misji. - W miejscu wybuchu powstał krater o głębokości 43 metrów, tyle metrów wysokości ma łódzki hotel Double Tree by Hilton, i średnicy 120 metrów. Siła uderzeniowa była tak wielka, że w odległości blisko 1 kilometra od miejsca wybuchu nie pozostało nic.
Specjalistyczna grupa ratownicza z Polski, łącznie z łodzianami liczyła 43 osoby. Wszyscy pracowali w strefie zero. Skupiali się na poszukiwaniu osób uwięzionych. W przydzielonym sobie sektorze, wykorzystując sprzęt geolokalizacyjny, przeszukiwali każdy budynek od piwnicy po ostatnie piętro.
- Strażak w takim miejscu przechodzi w tryb działania profesjonalny i zadaniowy – mówi Marcin Płotica pytany o emocje towarzyszące ratownikom w takim miejscu.
Ani ekipa z Polski ani żadna z pozostałych ponad 10 brygad, które przyjechały z innych krajów Unii Europejskiej aby nieść pomoc mieszkańcom Bejrutu, nie wydobyła z ruin nikogo żywego. Gdy po dwóch dobach władze uznały, że nie ma już nadziei na ich odnalezienie, oficjalnie zakończono fazę ratowniczą. Zbiegło się to również z wybuchem zamieszek na tle politycznym. Pomoc przeszła do fazy humanitarnej. Wtedy też nadszedł czas na wydobycie ciał tych, dla których dom stał się grobowcem.
Inżynierowie z uprawnieniami budowlanymi, którzy byli w polskiej grupie poszukiwawczo-ratowniczej, przystąpili do oceny stanu technicznego budynków.
– Sprawdzali, czy i które będą nadawały się do zamieszkania – dodaje Marcin Płotica. - A z tym było bardzo różnie. Niektóre były całe pokruszone, inne z rysami, ale ostały się i takie, które można było zasiedlić.
Wśród zgliszcz Libańczycy szukali swoich bliskich i tego, co zostało z ich dobytku, z ich życia. Zdeterminowani i silni na ile to możliwe w takiej sytuacji. Taki obraz z Bejrutu – jak mówi Aleksander Mirowski – zabrał z sobą do Polski.
– Oni jeszcze przez wiele tygodni nie wrócą do życia, jakie znali sprzed wybuchu – mówi o mieszkańcach stolicy. - Ale patrząc na nich widzi się, z jak wielką determinacją walczą o to, aby powrócić do normalności. Aby odbudować to, co zniszczył wybuch i stworzyć dzieciom dom.
Na takiej misji, która stała się udziałem strażaków z Łodzi, każdy element działania jest precyzyjnie określony i realizowany zgodnie z harmonogramem. Na lotnisku w Bejrucie strażacy wsiedli do autokaru, który dowiózł ich bezpośrednio do miejsca obozowania. Rozbili obóz i przystąpili do działań ratowniczych. Te w Libanie były prowadzone codziennie od godz. 7 do godz. 24. W nocy decyzją tamtejszych władz poszukiwań nie prowadzono – była godzina policyjna.
O północy strażacy wracali do bazy, aby po 4-5 godzinach snu o godz. 7 rano być w strefie zero. Pomimo 30 stopniowego upału i dużej wilgotności ubrani w kombinezony szczelnie zasłaniające ciało przez kolejne kilkanaście godzin przeszukiwali zgliszcza. I tak codziennie aż do złożenia obozowiska i powrotu do kraju. Liban widzieli tyle, co z okien autokaru.
Wszystkie ekipy w Bejrucie pracowały pod nadzorem wojska. Nawet w tak dotkniętym przez los mieście, pracę ekip ratowniczych utrudnił COVID 19. Pobyt strażaków w Bejrucie zaczął się wiec od testów, na wynik których czekali blisko 8 godzin.
- Żadna grupa przed otrzymaniem negatywnych wyników nie mogła przystąpić do działań ratowniczych – dodaje Aleksander Mirowski. - Na szczęście okazało się, że nikt nie jest zakażony i zostaliśmy w pełnym składzie dopuszczeni o pracy.
Procentuje w takiej sytuacji dyscyplina i podążanie za wszystkimi procedurami bezpieczeństwa jakie strażacy wdrożyli w trakcie pandemii w Polsce.
Grupa poszukiwawczo-ratownicza z Łodzi po raz pierwszy działała w takich warunkach, jak w Bejrucie. Wcześniej należący do niej strażacy byli z misją w dotkniętych trzęsieniami ziemi Haiti i Nepalu. Członkami takiej grupy są tylko ochotnicy. Dostają dodatkowe, niepłatne zadania do wykonania. Muszą nieustannie się szkolić. Nagrodą jest dla nich poczucie, że robią coś wartościowego.
Co zrobić w trakcie wypadku drogowego?
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?
Plotki, sensacje i ciekawostki z życia gwiazd - czytaj dalej na ShowNews.pl
- Wiemy, ile za krzesła zapłaciła Lara Gessler! Cena nie na kieszeń przeciętnego Polaka
- Scysja na planie "Nasz Nowy Dom". Romanowska nie ma posłuchu wśród uczestników?!
- Smaszcz mówi o ślubie Cichopek i Kurzajewskiego, będą MIELI DZIECKO?! TYLKO U NAS
- Janina z "Sanatorium" OBNAŻA Tadeusza! Wciska gadżety z jej intymnymi zdjęciami?!