Koloryt i specyficzny charakter łódzkiej giełdy samochodowej lat 80-tych ubiegłego wieku pamiętają dziś najlepiej nasi rodzice i dziadkowie.
W tym czasie to nie złoty, ale dolar był realną siłą płatniczą przy dokonywaniu poważnych transakcji, o czym nie zapominali cinkciarze (trudnili się handlem dolarami, markami niemieckimi i bonami PKO).
Czytaj więcej i zobacz zdjęcia na następnych kartach
Na giełdzie masowo pojawiały się kradzione samochody z podrobionymi dokumentami, lewy spirytus, papierosy z przemytu, obrączki, pierścionki z tombaku udającego złoto oraz kradziony z peweksów towar.
Samochodowa giełda na ul. Puszkina i ul. Lodowej pod koniec XX wieku stała się największą hurtownią towarów z przemytu.
Zobacz więcej zdjęć na kolejnych slajdach
Handlarze kreowali wówczas trendy mody przyszywając do kurtek, koszul i sukienek podrobione naszywki znanych firm i projektantów, podrabiane przez szemrane towarzystwo z bazarowego biznesu. Giełdą rządzili gangsterzy, skorumpowani urzędnicy, brokerzy ubezpieczeniowi i mniej uczciwi adwokaci, roztaczający parasol ochronny na swoimi klientami ze światka przestępczego.
Był też inny, ciekawszy świat giełdy, który dobrze pamiętam i do którego mam ogromny sentyment. Często rejestrowałem go na taśmie filmowej pokazując klimat, obyczaje, kramiki i turystyczne łóżka wypełnione rodzinnymi pamiątkami. Wiekowi handlarze sprzedawali tutaj zastawy rodowe, srebro, stare zegary z kukułką, lalki z dzieciństwa, przedwojenne rowery, obrazy, wazy oraz piękne gramofony z tubą.
Rozstanie z rodzinnymi pamiątkami nie było dla ich właścicieli łatwe, ale niewysoka renta czy emerytura, czasami brak pieniędzy na życie zmuszał ich do wyzbywania się niekiedy wiekowych przedmiotów. Właściciele lombardów, komisów z antykami zacierali ręce, bo za przysłowiowe grosze nabywali przedmioty, za które dziś każą sobie płacić okrągłe sumy.