W sobotę derby Łodzi. W ŁKS przede wszystkim muszą zachować zimną krew

Kiedyś można było przyjmować zakłady, że stadion będzie wypełniony po brzegi. Niestety, tym razem tak nie będzie. Po pierwsze, w związku z trwającą budową pełnowartościowego obiektu, po drugie, w związku z obostrzeniami epidemicznymi.

Z rzeczywistością się nie wygra, więc kibice podopiecznych trenera Wojciecha Stawowego muszą wspierać swoich ulubieńców przed telewizorami (transmisja w Polsacie Sport).

Czasem banalne stwierdzenia się bronią. Tak jest właśnie w przypadku teza, iż „derby Łodzi nigdy nie mają swojego faworyta”. Rzeczywiście, w przeszłości kilkakrotnie zdarzało się, że któraś z drużyn była „na fali”, ale właśnie w starciu z rywalem zza miedzy spotykał ją zimną prysznic.

To z pewnością ostrzeżenie dla dwukrotnych mistrzów Polski, których obecna sytuacja w tabeli jest przecież bez porównania korzystniejsza od widzewiaków. W sobotę ŁKS musi przede wszystkim zachować zimną krew, jeśli marzy mu się zwycięstwo. Nadmierne emocje mogą zaszkodzić, zamiast pomóc.

Sympatycy „Rycerzy Wiosny” pocieszają się tym, że już od jedenastu lat ełkaesiacy nie doznali w derbach porażki (ostatnia miała miejsce w marcu 2010 roku, ulegli u sieb ie 1:4). W ostatnich pięciu starciach dwa razy zwyciężali i trzykrotnie remisowali. Ale na historię można spojrzeć także w innym świetle. Jeszcze nigdy ŁKS nie pokonał Widzewa przy al. Unii w spotkaniu o punkty na zapleczu ekstraklasy

Tymczasem kibice pierwszej ligi uznali, że to bramka napastnika ŁKS Łukasza Sekulskiego strzelona w meczu z Odrą Opole była najładniejszą w całej kolejce. Zapewne nie mają nic przeciwko temu, żeby Łukasz skopiował swój wyczyn w sobotę.