O zmianach w Widzewie rozmawiamy ze Zbigniewem Bońkiem, byłym piłkarzem tego klubu, a obecnie prezesem PZPN.
Czytaj na kolejnych slajdach
Martyna Pajączek została prezesem Widzewa. To dobre rozwiązanie dla klubu?
Znam ją, bowiem jest w zarządzie PZPN, i muszę powiedzieć, że jako menedżer, a nie osoba do trenowania i grania, poradzi sobie na tym stanowisku. Ma do tego odpowiednie przygotowanie i narzędzia. Wie, jak się kieruje i zarządza piłkarską spółką. Nie jest tajemnicą, że w kontekście awansu doekstraklasy Widzew musi mieć właściciela. Dziś jest nim stowarzyszenie, ale w dłuższej perspektywie musi być lider, ktoś, kto będzie inwestował w klub swoją wiedzę i pieniądze.
Ciąg dalszy na kolejnych zdjęciach
Rozmawiano z panem o pomyśle zatrudnienia jej w Widzewe?
Muszę szczerze powiedzieć, że nikt z klubu nie pytał mnie o radę. Ale telefon był...
Od kogo?
Od Martyny. Zadzwoniła i poinformowała mnie, że zadzwonili przedstawiciele Widzewa i chcą się z nią spotkać, aby porozmawiać o jej prezesurze. Była lojalna, zakomunikowała o tym prezesowi PZPN. Odpowiedziałem, że to ciekawa sprawa, ale ja nie włączam się w takie negocjacje. Poinformuj mnie, jak coś konkretnego ustalicie.
Ciąg dalszy na kolejnych zdjęciach
Gdyby od pana zależał wybór trenera, postawiłby pan na człowieka z tzw. nazwiskiem, czy też ambitnego, ale jeszcze bez wielkich osiągnięć?
Powiem tak. Ja stawiałbym na takiego, który potrafi trenować. Nie ma znaczenia czy ma osiągnięcia, czy dopiero startuje. Szkoleniowiec musi mieć ogień w oczach, chęć wygrywania, musi mieć wiedzę i czas na pracę. Siła trenera zależy od siły klubu. To prezes daje szkoleniowcowi moc.
Jak zatem ocenia pan wybór Smółki?
Sądzę, że nie była to zła decyzja działaczy. To wymagający szkoleniowiec. Czy drugoligowi piłkarze to wytrzymają? Skoro chcą grać w Widzewie, to muszą.
Ciąg dalszy na kolejnych zdjęciach