Żużel w Łodzi. Czy to jest piąte koło u wozu?

– Moja mama wysłała też osobisty list do pani Hanny Zdanowskiej, prezydent miasta Łodzi, aby przy podziale środków finansowych na łódzki sport wyczynowy nie traktować po macoszemu żużlowców Orła, jak miało to miejsce dotychczas – przypomniał Witold Skrzydlewski. – I co? Wbrew przyjętym dobrym obyczajom pani prezydent pismo zbyła milczeniem. A przecież organizacja jednego tylko meczu kosztuje, łącznie z premiami dla zawodników, około 100 tys. zł.
A ile rocznie kosztuje utrzymanie klubu żużlowego Orła?
– Można by za te pieniądze kupić kilka kamienic. A pan Krzysztof Piątkowski, wiceprezydent Łodzi, odpowiedzialny za sport w mieście, nie ma w ogóle pojęcia, o co chodzi w tej całej zabawie, twierdząc, że żużel nie jest sportem globalnym, tylko niszowym, a więc mało popularnym i traktuje speedway, jak piąte koło u wozu. Tymczasem każde bez mała dziecko wie, że sport żużlowy uprawia się nie tylko w Europie, ale także m.in. w Australii, Nowej Zelandii, w USA, jak również Azji.
Z tego, co na zakończenie konferencji prasowej powiedział prezes Orła, wynika, że klub ma całkiem realne szanse, aby awansować do ekstraklasy. Ale jeżeli nie zmieni się stosunek włodarzy Łodzi do czarnego sportu, jeżeli miasto nie wybuduje stadionu żużlowego, który, jak wyliczono, miałby kosztować 40 mln zł, to firma H. Skrzydlewska zrezygnuje z dalszego sponsorowania żużlowców Orła.