18+

Treść tylko dla pełnoletnich

Kolejna strona może zawierać treści nieodpowiednie dla osób niepełnoletnich. Jeśli chcesz do niej dotrzeć, wybierz niżej odpowiedni przycisk!

Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Komandos z Erfurtu [zdjęcia] Łodzianin o zapomnianych manewrach w NRD

Piotr Polowy
Potężny huk silników sprawiał, że przechodnie wysoko zadzierali głowy. Z Warszawy wystartowały 134 samoloty. Z innych krajowych lotnisk dołączyło jeszcze 46 maszyn. Skierowały się na zachód...

Do Erfurtu w Niemieckiej Republice Demokratycznej. Tam od 19 do 24 października 1965 roku zaplanowano wielkie manewry z udziałem Armii Radzieckiej, Czechosłowackiej Armii Ludowej, Narodowej Armii NRD. Wojsko Polskie reprezentowała 6 Pomorska Dywizja Powietrznodesantowa. Manewry nosiły kryptonim "Burza Październikowa" i były demonstracją siły wobec wojsk USA walczących w Wietnamie.

W jednym z polskich AN-12 leciał łodzianin - bombardier Leszek Mazurkiewicz, który w latach 1964 - 66 odbywał zasadniczą służbę wojskową w 10 Batalionie Powietrznodesantowym w Oświęcimiu. To on opowiedział nam o tych gigantycznych, a dziś już zapomnianych manewrach.

- Każdy z nas miał przy sobie dwa spadochrony. W sumie (z pistoletami i ładownicami) sprzęt ważył ok. 30 kg. Lot trwał dwie godziny. W Erfurcie mieliśmy zdobyć lotnisko i przygotować teren do lądowania ciężkiego sprzętu, m.in. aut z wyrzutniami rakietowymi. Wcześniej z samolotów zrzucano na platformach samochody GAZ-y 69, a w specjalnych pokrowcach moździerze i działa bezodrzutowe - opowiada.

Śmierć spadochroniarza
Desant odbył się 21 października. Rozpoczął się o godz. 13.05. Panowały fatalne warunki atmosferyczne. Wiał silny wiatr, była mgła. A skok trzeba było oddać z samolotu lecącego na wysokości 650 - 800 m z prędkością ok. 350 km na godz.

- W 17 sekund skoczyło 30 komandosów. Czy się bałem? Nie było czasu na strach. Wszystko nastąpiło błyskawicznie. W powietrzu trzeba pamiętać, aby mieć przygotowane nogi do lądowania. Muszą być złączone. Jeśli nie będzie się miało odpowiedniej amortyzacji w kolanach i biodrach, można połamać kończyny - mówi Leszek Mazurkiewicz. Wylądował szczęśliwie na jakimś polu buraczanym. Nie wszystkim to się udało. Z 4130 polskich spadochroniarzy wielu znalazło się na podmokłym terenie lub utknęło na drzewach.

- Doszło do tragedii. Zginął mój kolega Krzyś Nadolny, któremu nie otworzył się spadochron, a zapasowy splątał się ze stabilizatorem głównego - wspomina łodzianin.
Dziesięciu innych Polaków odniosło poważne urazy m.in. dwóch załamało kręgosłup.

- To były i tak minimalne straty. Mieliśmy przygotowany szpital polowy na 50 łóżek, który był prawie pusty - dodaje komandos.
Polacy zadanie wykonali. Lotnisko w Erfurcie zostało szybko zdobyte.
- Strzelaliśmy ślepakami, jednak wrażenie i tak było duże. Gdy później przejeżdżaliśmy przez niemieckie wioski, niektórzy miejscowi nie wiedzieli, co się dzieje. Starsi byli nieufni, młodzi bardziej otwarci i ciekawi. Byli wśród nich także Polacy, którzy witali nas ze wzruszeniem - mówi L. Mazurkiewicz.

Gdzie są świadkowie?
Polskim żołnierzom zorganizowano spotkania w niemieckich zakładach pracy, było zwiedzanie Buchenwaldu.
- Z żołnierzami z innych państw kontakty były różne. Z Niemcami i Czechami na dystans. Z Rosjanami bardziej bezpośrednie. Piliśmy razem piwo - opowiada były komandos z Łodzi. - Później była defilada w Erfurcie. Jako artylerzysta jechałem gazikiem. Obserwowało nas tysiące ludzi, ale i tak udało nam się wyrwać na kufel piwa do miejscowej knajpki...

Obecnie Leszek Mazurkiewicz jest wiceprzewodniczącym Klubu Byłych Żołnierzy Wojsk Powietrznodesantowych "Czerwone Berety", mieszczącym się w siedzibie Muzeum Spadochronowego w Łodzi przy ul. Brzeźnej 3. Gdy klub powstał w kwietniu ub. roku było ich kilku. Dziś zrzesza blisko 100 członków z całej Polski i spoza jej granic.

Leszek Mazurkiewicz mimo usilnych starań nie spotkał żadnego łodzianina, który brał udział w ćwiczeniach w Erfurcie. Uczestników tych wielkich manewrów szuka przez klub i internet. Bez powodzenia.
- Może po opublikowaniu tego tekstu ktoś się zgłosi.

Można pisać e-maile na adres: [email protected] lub [email protected]. - twierdzi Leszek Mazurkiewicz.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na expressilustrowany.pl Express Ilustrowany