Pani Krystynie towarzyszy Kuba, domowy kot, który chętnie korzysta ze spaceru. Reszta mruczków karnie siada przy miskach i czeka na smakowite kąski. Biało-czarne, pręgowane, czarne są ogromne, zadbane i oswojone. Mają własny dom, otoczony płotem. Powstał dzięki sąsiadom i administratorce. Panowie za zebrane wśród lokatorów bloku pieniądze (każdy dawał, ile chciał) zbudowali koci pałac, który stoi na środku trawnika, wśród drzew. Koty mają tam ciepło i bezpiecznie.
- Niestety, ostatnio trzy zostały przejechane przez samochód - ubolewa kocia karmicielka. - Ciągle to przeżywam, ale nie umiem ludzi nauczyć wrażliwości.
Mruczki na pierwszym miejscu
W Łodzi jest około 500 społecznych karmicieli kotów wolno żyjących. Za własne pieniądze, przy wsparciu sąsiadów i organizacji pozarządowych dbają o dzikie mruczki, jak o własne. Koty są zwykle sterylizowane lub kastrowane, wyleczone, odrobaczone, odpchlone i przede wszystkim nakarmione.
- To jest obowiązek, ale i ogromna przyjemność - mówi Łucja Rogowska, która karmi koty przy ul. Julianowskiej. - Ja się tym zajmuję ponad 30 lat.
Karmienie kotów to obowiązek społecznej opiekunki. Kiedy sypie śnieg, pada deszcz, trzeba zapakować ciężkie puszki, chrupki i wyruszyć na obchód. Trzy koty pod balkonem, dwa w piwnicy, cztery w sąsiednim bloku. Setki metrów, które zmieniają się w kilometry nie przerażają starszych osób. Bo to zwykle emerytki przodują w tym zajęciu.
Karmiciele mają ciężko
- Nie ma dnia, żebym nie miał nieprzyjemności - mówi Marek Błaszczyk, który koty dokarmia od 27 lat. - Zawsze reaguję grzecznie i próbuję tłumaczyć, ale czasem muszę użyć wulgaryzmów. Ludzie próbują mnie nawet bić za to dokarmianie. Epitety to codzienność.
Dlatego pan Marek, który ma pod opieką 40 kotów w różnych rejonach Starego Polesia, dokarmia swoich podopiecznych nocą. Wychodzi ok. północy i wędruje od kamienicy do kamienicy. W torbie dźwiga suchą karmę i puszki. Denerwuje się, kiedy miski są poprzewracane, zasypane śniegiem czy zniszczone.
Są koty, nie ma szczurów
Kociarze argumentują, że tam, gdzie są koty, nie ma szczurów i myszy. Zadbane i zdrowe zwierzęta nie roznoszą pcheł i chorób, a wykastrowane nie znaczą terenu. Mieszkańcy bloków przy Franciszkańskiej są tego pewni. To oni stanęli po stronie Krystyny Michalak, gdy była nękana przez nowego lokatora. Zresztą w porównaniu do innych kocich mam pani Krystyna wsparcie sąsiadów ma ogromne. Zawsze usłyszy dobre słowo, dostanie karmę, czasem mięso, chrupki, czasem parę złotych na zakupy. Sama z emeryturą w wysokości 700 złotych niewiele by zdziałała. W miesiącu tylko na jedzenie dla swoich podopiecznych wydaje ponad 300 zł.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?
Plotki, sensacje i ciekawostki z życia gwiazd - czytaj dalej na ShowNews.pl
- Narożna przeszła poważną operację. Latami ukrywała dolegliwości po porodzie
- Dramat Roksany: przyleciała do teściowej WYNAJĘTYM helikopterem! Oszczędza na własny?
- Pazura wziął kolejny ślub poza granicami Polski. Nikt się tego po nim nie spodziewał
- Michał Szpak w prześwitującej spódnicy. Te widoki trudno zapomnieć