MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Polsko-ruska wojna o jabłko, czyli akcja „Na złość Putinowi”

Magdalena Rubaszewska
Kończy się odmiana genewa, ale do sprzedaży trafiają kolejne.
Kończy się odmiana genewa, ale do sprzedaży trafiają kolejne. Łukasz Kasprzak
– Poproszę kilogram jabłek, kupię na złość Putinowi – Tomasz Sałek, sadownik z Głowna, sprzedający owoce na rynku Górniak, słyszy te słowa od swoich klientów. – Jabłka rozbudziły w nich patriotyzm – komentuje.

Po wprowadzeniu zakazu wwozu do Rosji polskich owoców rozpętała się jabłczana histeria. Partie stojące w opozycji obwiniają rząd, że w porę nie znalazł dla polskich rolników alternatywnych rynków zbytu. A było pewne, że wcześniej czy później Rosja zemści się za poparcie Ukrainy. Trwają rozmowy z Unią o rekompensaty dla sadowników, którzy poniosą straty.

Krasiwyje i tanie
A Polacy ruszyli kupować jabłka, w Łodzi do konsumpcji namawiają nie tylko markety, ale i restauratorzy i fryzjerzy. W internecie można oglądać fotografie polityków z owocem.
Ale ten kij ma dwa końce. Prezydent Władimir Putin nie przysłużył się rodakom, ponieważ Rosjanie bardzo lubią polskie jabłka. Stanowią one aż 45 procent wszystkich tych owoców sprowadzanych do Rosji, która zna je i ceni od wielu lat. Kiedyś wschodni sąsiad próbował je uprawiać, ale mu nie wyszło.

CZYTAJ RÓWNIEŻ: Darmowe jabłka przy Piotrkowskiej

– Nie mają pieniędzy, fachowców, nawet ciągników, środków ochrony roślin, nie mówiąc o przechowalniach. Koszty produkcji byłyby wysokie, więc chętnych do podjęcia produkcji nie ma – mówi Grzegorz Klimek z Instytutu Ogrodnictwa w Skierniewicach.

A polskie jabłka są krasiwyje, jak mawiają Rosjanie, czyli ładnie wybarwione, z rumieńcem, i do tego słodkie, trwałe, dobrze znoszące transport. Najpopularniejsze odmiany, którymi się zajadają, to najdared, ligol i gloster.

Pochrupią w Afryce
Co z nimi będzie? Około 70 procent całego eksportu jabłek trafia na wschód. Czy w geście solidarności z sadownikami damy radę zjeść ok. 600 tys. ton, bo tyle wyjechało w tamtą stronę?

– Nie zjemy, bo i tak trafią do Rosji, tyle że okrężną drogą, np. przez Węgry czy Rumunię. Zarobią na tym pośrednicy, sadownicy stracą. Takie embargo było nałożone kilka lat temu i nasze sadownictwo przetrwało – uspokaja Grzegorz Klimek.

Co prawda rosyjska propaganda głosi, że chińskie jabłka wypełnią lukę po polskich, ale zdaniem Grzegorza Klimka, są one nie do zastąpienia. Nasze owoce nie tylko mają dobrą jakość, ale odpowiednią cenę, a z Państwa Środka są trzy razy droższe.

Polska ma za to szanse podbić świat arabski, gdzie jabłka są traktowane jak owoce egzotyczne, nie są tam uprawiane ze względu na klimat. Chrupie je chociażby Afryka Północna, np. Algieria i Egipt, które przyjmują ok. 5 tys. ton. Rynek chiński też wchodzi w rachubę. Co prawda w Unii silnymi konkurentami są Francja i Włochy, ale polskie jabłka powoli i tam się przebijają.

Większość odmian, o które rozpętała się burza, jeszcze nie zebrano. W tym sezonie urodzaj znów dopisze. Pomimo że niektóre sady przetrzebił grad, szacuje się, że w tym roku zbiory wyniosą ok. 3 mln ton. Do tego w chłodniach czeka kilkadziesiąt tysięcy ton z ubiegłego sezonu.

– Sezon na jabłka dopiero się zaczyna – mówi Tomasz Sałek. – Kończą się takie odmiany, jak genewa, ale są już paulared i piros – nowa, ciesząca się powodzeniem.
Jabłkowe żniwa przypadają na październik i listopad.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na expressilustrowany.pl Express Ilustrowany